mała, kochana Arabika :*
Nie wyobrażam sobie wejść do stajni i zacząć dzień od czegoś zupełnie innego. To już jest rutyna, weszło mi w kości i nie wyjdzie.Otwieram bramkę stajni, rower i plecak kładę w kąt, po czym lecę na pastwisko A. & A. :* Matka A, kosi trawkę po drugiej stronie pastwiska, a Arabika podchodzi. Zwykle mam ze sobą szczotkę, więc ją czyszczę, ale tak czy siak, teraz trzeba się przerzucić na coś twardszego, gdyż zaklejki nie chcą schodzić szczotką do pyszczka >< Dziś też podnosiłyśmy nóżki, na przodach już nie kiwa się tak bardzo, ale tyły dalej nie są idealne ^^ Postępy idą nam jak strzała! Dziś już pozwoliła sobie założyć kantarek, nie kombinowała, nie próbowała go zdjąć no IDEALNIE :*!
Puściłyśmy je z pastwiska, ganiały po stajni, jadły trawkę i do boksu. Zamknęłam je, poszłam po jabuszka, a jak wróciłam, młoda leżała. Dziś pozwoliła mi wejść do jej boksu nawet nie wstając, pozwoliła mi usiąść obok siebie, wygłaskałam ją, położyła mi łepek na nogach.
Mama Arabiki to kompletna boidupcia. Boi się ludzi, mimo tego, że nic kompletnie nikt jej nie robi. Jej życie to bokst-pastwisko-stajnia-boks-pastwisko-stajnia. Kowal przychodzi wtedy kiedy trzeba, robi co trzeba i to na tyle jej kontaktów z ludźmi. Nie wiem, czy z nią też nie zacznę jakiejś pracy z odczulaniem na wszystko co się da, bo nie powiem, że nie, ale byłoby mi to baardzo pomocne przy pracy z Arabiką . (: