mała pysia
wczoraj w końcu dojechałam cało do stajni, Ady jeszcze nie było, więc polazłam nie gdzieżby indziej, jak to małej :*
posiedziałam z nią, wymiziałam.. WSZĘDZIE SIĘ DAŁA DOTKNĄĆ, nawet po uszach, które ostatnio jakoś wymigiwały się od dotyku.Polazłam po piłkę plażową, nadmuchałam, dźwięku się nie bała, stała i patrzyła. Później chciała zjeść tą piłkę, ale piłka się nie dała. Miałam na nodze tą odblaskową pałkę (jechałam rowerem) założyłam jej na nogę, i liczyłam jednak na jakąś straszną reakcje, bo po 1 mega odblaskowa, a po 2 to było owinięte wokół nogi! Jestem z niej mega dumna, bo potrafi tak stać naprawdę rozluźniona. Zamknie oczy, memła sobie ząbkami, głowa nizutko a tylnia nóżka ustawiona do odpoczynku. Dzis było pierwsze czyszczonko i pierwsza próba założenia kantarka (: Zacznijmy od czyszczonka: Czyściłam ją dziś szczotką do pyszczka, taką najzwyczajniejszą, bo jest mięciutka, a skórę ma jeszcze delikatną. Nie chciałam zaczynać od plastikowego zgrzebła, bo jest twarde, a czyszczenie nie może być kojażone z bólem. Weszłam na jej pastwisko, mała podeszła, obwąchała szczotkę i stanęła. Zaczęłam ją czyścić od szyjki, zrozumiała o co chodzi i stała bardzo grzecznie! Później przez brzuszek do zadku. Stanęłam centralnie za jej zadem, i czyściłam z największym wkładem miłości, jakim się dało. Ada do mnie "nie boisz się, że Cie kopnie?" najwyraźniej już jej na tyle ufam, żeby wiedzieć, że tego nie zrobi. Pozwoliła sobie podnosić ogonek, rozczesać grzywę, a później poćwiczyłyśmy z kopytkami (: Podnosiłyśmy każdą nóżkę po kolei i przytrzymywałam jej, jak przy czyszczeniu kopyta. Przody OK, na początku się trochę chwiała, ale po chwili potrafiła się utrzymać już normalnie, i stała pięknie. Do akcji wkroczyła też kopystka, delikatnie i powoli kopyta były już wyczyszczone. No z tyłami narazie jest trudniej, bo kiwa się jak pijaczyna, ale i tak było super jak na pierwszy raz. Dobra, później próba założenia kantarka: nie zaczynałam przez chrapki, bo nie do końca sobie jeszcze na to pozwoliła, więc zapięłam jej na szyi. Spoko, nic nie robiła po chwili z kantarem na szyi zaczęła sobie skubać trawkę. Aż tu nagle, zaczął warkotać straaszny traktor, no to sruu i rundka wokół pastwiska. Traktor odjechał, mała podeszła, i zdjęłam jej kantar. Na dziś jej wystarczyło. Poszłam odłożyć szczotki, a mała zaczęła sobie galopować w kółko i rżeć. Może miała mnie dość XD. Stanęłam przy bramce, a ona podeszła, więc ją pomiziałam i jednak wyszłam. Znowu zaczęła biegać, ale po chwili zorientowała się, że ma wokół siebie mnóstwo trawki.
Jestem z małej MEGA MEGA MEGA dumna! Takie małe rzeczy, a cieszą i to bardzo (:
Jeszcze 2-3 tygodnie temu, uciekała przed człowiekiem, nie dała się dotknąć.
A teraz jej mamusia wyszła na kompletną boidupcię :*