nie umiem tego nawet rozpisać, taka jest prawda. chciałabym żyć w takim zawieszeniu, pomiędzy nocą a dniem, złem a dobrem, pomiędzy ludźmi, wyborami, słowami a milczeniem. lub w ogóle nie być. uporać się ze sobą. rozumieć, panować, powściągać. jestem strasznie daleko, ale chcę wrócić, naprawdę, chcę. nie wygląda to wszystko, jakbym chciała, ale chcę. kiedy nagle się tak bardzo zmieniłam? dni lecą, a tobie się wydaje, że wszystko jest takie samo, że ty jesteś, nagle stajesz, nie ma nic wokół, rozglądasz się jeszcze raz, patrzysz wstecz i jesteś kompletnie inną osobą, kimś obcym dla samej siebie. co się stało i kiedy? jak to rozgryźć? już nawet nie umiem mówić. o sobie. bo jestem jakaś taka elastycznie wypowiadająca się. to chore. chore. tyle rzeczy należy zmienić. a ja kompletnie nie wiem, jak się za to zabrać. krzyki nic tu nie pomogą, ani śmiech ani płacz. trzeba kopać głębiej. a może właśnie nie powinno się? nic z tego nie rozumiem.