Od piątku (09.05.2008) do niedzieli byłam na obozie w Błędnie.
W piątek, po ognisku podzieliliśmy sie na grupy i wybraliśmy się na nocny marsz na orientację. Z obozu wyruszyliśmy jakoś po 22 ( amoże to była 22;30?) Biegaliśmy po lesie prawie na oślep bo było mało latarek. Zbieralismy punkty kontrolne. Spotkaliśmy także dzikia dokladnie loche z młodymi. Wtajemniczeni wiedzą , o jaka to akcje chodzi-no niektóży to mają pomysły!
No i trzeba wspomnieć także o tym jak nasza grupa "glebneła się" się na środku szosy no i tak sobie w gwiazdy patrzylismy!!!
Do obozu przyszlismy ok 24:30 a trasa wynosila 5km ale przeszliśmy więcej ponieważ "troszke" sie pogubiliśmy. Pozostałych szczegółów nie bende ujawniać......gdy doszliśmy do obazu to jeszcze tak przesiedzieliśmy do 2 i opowiadaliśmy co to nam takiego sie przytrafiło.Wygnano nas na nasze prycze pierwszej nocy było bardzo zimno ale prawdziwym problemem było brak kibelków
ale krzaków było pod dostatkiem.....
Sobota była najciekawszym dniem, wstaliśmy około 6 i zjadłam 2 kawałki chleba i to mi musiało wystarczyć do 18! (nie licząc butelki wody która miałam z kumplami na spółe) Busem pojechaliśmy do leśniczówki skąd zabraliśmy kanu i ponton (po przejściach) i rószyliśmy na podbój Wdy. Razem z trójcą Marcinów, Robertem i Adamem płynełam pontonem, zostałam mianowana Kapitanem pontona! (dzieki chłopaki) Jajlepiej było gdy "zawieśiliśmy się " na przewalonym dzewie i był problem przepłynąć.... ale z chłopakami to zawsze da rade! moje ziomy.
Następnie przesiedliśmy sie na rowery (kocham!) i trasa wynosiła 20km ale ponieważ mielismy poszukać jeszcze dodatkowego punktu dlatego trasa się przedłużyła...Gdy dojechaliśmy do obozu byłam totalnie wyczerpana ale sobie odpoczełam podjadłam i znalazły się siły jeszcze na dyskoteke która się odbyła- a o której to ja poszłam spać, to już nie pamiętam...
W niedziele to juz każdy miał problem wstać ( razem z kumpelą wstawłyśmy zawsze pierwsze ale tego dnia najdłużej siedziałyśmy w naszych śpiworkach) Sniadanko, msza św. nad rzeką, a potem zwijanie maneli.
Nauczyciele mówlili mi że sobie nie poradze, a jednak dałam rade i nie byłam wcale najsłabsza w grupie. To były piękne chwile....
Pozdrawiam