Składam się z setek kobiet. Są to często zgnuśniałe, szarobure prostytutki lub recydywistki z męskimi nawykami. Opiekuńcze i zależne konformistki ,ździrowate alkoholiczki, poukładane damy z lokiem i wadą wymowy. Są poza moją świadomością i poza kontrolą. Tylko patrzę z boku, z kneblem w ustach i przygotowanym sznurem. Gdy emocje szlag trafi, uduszę je.
Być może wyobraźnia to jedyna rzecz, nad którą mam władzę?
Zakochana w nie tym mężczyźnie, nawet nie zauważylam momentu, w którym problemy stały się katafstrofą. Czy alternatywą nazywać wyjścia, z których nie chcę skorzystać? Jeśli nie, to nie widzę alternetyw. Są lawiny , które można poruszyć szeptem i zatrzymać gestem. Tylko na chwilę. Jutro Zakopane z ukochanym , góralskim akcentem i piwem w dużym kuflu bez pruderyjnej słomki i świadków. Muszę pomyśleć jak nie zwariować. Wczoraj było cudowne.
"kobieta zakochana staje się zależną suką." Coco Chanel