Spontaniczne wyjazdy uwielbiam najbardziej.
Wróciłam z Warszawy, spędziliśmy 3 dni we Wrocławiu, wróciliśmy do domu z myślą, że mamy kilka rzeczy do zrobienia, ale usiedliśmy jak zawsze na sofie obok siebie, by zdać sobie relacje z wszystkiego co się wydarzyło podczas naszej nieobecności :).
Siedzimy obok siebie i mówię ,, MUSIMY POJECHAĆ W TYM ROKU DO KARPACZA MARZY MI SIĘ BYM SPRÓBOWAŁA WEJŚĆ NA ŚNIEŻKĘ,, mój Mąż gdy to usłyszał mówi,, DOBRZE ANIOŁKU JUŻ SZUKAM HOTELU,, :D
No i jesteśmy :)
I wiecie co? Pierwszy raz w życiu popłakałam się z dumy z własnej siebie.... z GR, z boleriozą, z zapaleniem mięśni i ch.złośliwym u boku mojego Męża weszłam na Śnieżkę czerwonym szlakiem w upale , na samą górę. Wiem, że to było ryzykowne i nieodpowiedzialne, ale teraz wiem, już na pewno, że jak czegoś pragnę, chcę to jestem na tyle silna, że mogę WSZYSTKO.
Ból był ogromny, Bartulek prosił trzykrotnie byśmy zrezygnowali, ja dwa razy miałam wątpliwości czy dam radę, ale uznałam, że MUSZĘ i dałam radę... Cudowne uczucie.
Teraz leżę i czekam aż mój ukochany Mąż wstanie, zejdziemy na śniadanie, wezmę leki i coś zwiedzimy :)
ŻYCIE JEST PIĘKNE!!!