16. Tyle spadających gwiazd udało mi się wczoraj zobaczyć, gdy sobie tak siedziałam na biurku z twarzą przy oknie, z Riedel'em w słuchawkach, owinięta kocem, z łokciami na zimnym parapecie. Życzenia? Żadnego. Słaby refleks.
A ludzie, jak to ludzie, spali sobie. Niespokojnie, zmartwieni jutrem, pracą, pieniędzmi, dziećmi, życiem. Niewierzący. Zagubieni. Obrzydliwie racjonalni. Poważni. Oglądali głupie filmy, albo tułali się po pustych forach internetowych. Zniechęceni. Samotni. Płakali w poduszki. Nie umiejący się dziwić. Ani zachwycać. Ani wzruszać. Kamienie. Szukające dowodów. Zimne. Trzymające się faktów... A nad ich głowami wisiał sobie cud. Miliardy cudów.
Jak już wielokrotnie wspominałam, kiedyś będę mieszkała w drewnianym domu. Dzisiejszej nocy postanowiłam, że będę też mieć w nim przeźroczysty dach. Albo po prostu będę zawsze spała pod gołym niebem.