Dziś imieniny Sylwestra. Wszyscy z pewnością wiedzą, co to znaczy. Dla niektórych miniony rok był pełen spełnionych marzeń, zrealizowanych zachcianek, awansów, nowych tytułów. Dla niektórych czasem spokojnym, zwyczajnym, ciepłym, pełnym pamiątek z podróży, miłości.. ble, ble ble. Dla innych był porażką.
Ja nie potrafię się ustosunkować do żadnego z postawionych krywteriów, ponieważ dla mnie, rok 2011 był po prostu mój. Jak zawsze, oczywiście, parę rzeczy się nie udało, jak choćby mój błąd, że czasowo pożuciłam kółko wokalne.. takie rzeczy, ktróre na szczęście dadzą się jeszcze naprawić. Ale całkiem pokaźne grono wyszło nawet lepiej niż myślałam - choćby fakt, że wróciłam do tańca, czy że dałam i otrzymałam świetne prezenty gwiazdkowe, czy nawet miłe poczucie, że nareszcie wiem, jaką w życiu pójść drogą. Zdałam sobię sprawę co jest dla mnie naprawdę ważne, a co nigdy takie być nie powinno. Z wieloma sprawami poradziłam sobie całkiem sama, z innymi nie dałabym sobie rady bez wspaniałych przyjaciół i rodziny.
Tak więc, podsumowując, mam nadzieję, że wszystkie 366 dni roku 2012 będą nareszcie idealne (cóż, nadzieję mieć warto, prawda?), a każdego wieczora kładąc się spać, poczuję że nie zmarnowałam ani chwilii tak krótkiego życia na bzdurne dąsy, nudę czy smutki. Tego życzę także wam wszystkim, którym chciało się to czytać... :)
Happy New Year.!