Naprawdę mam już dość. Dzisiejsze rozjebanie zderzaka przelało szalę goryczy i wszystkiego co w moje głowie, w moim mózgu i w moim wszystkim. Matka tak jebnęła fochem, że nawet jeść mi nie pozwala. Jeszcze wyskoczyła z jakimś tematem, że nie jedziemy jutro na wigilię do ojca, bo ona nie będzie siedzieć sama - JEŹDZIMY NA DRUGĄ WIGILIĘ DO OJCA OD JAKICHŚ 4 LAT a tej się nagle uwidziało. Znaczy ja ją rozumiem, ale przez lata nawet normalnych świąt z ojcem nie pozwalała mi spędzać, ani wigilii, ani pierwszego, ani drugiego dnia. I ja rozumiem, że nie chce być sama, bo kto by chciał być sam w Wigilię, ale to nie jest moja wina, że sprawy wyglądają tak jak wyglądają. Tym bardziej po tym jak się na mnie wyżywa - i już nie chodzi o ten rozjebany zderzak tylko o to, co było przed i to nie tylko dzisiaj, tylko o to co było przez cały rok, to nawet mi się nie chce i czuję, że po świętach spakuję walizki i wrócę do siebie. 326 ciasne, ale absolutnie własne. 100% moje.
Czuję, że ostatnio sama całym swoim życiem sobie dopierdalam. I to jest kwintesencja wszystkiego. Złe wybory co chwilę, złe wizje co krok.
Tak sobie dzisiaj usiadłam i nie robiłam nic i tylko medytowałam żeby się w końcu uspokoić, żeby się dowiedzieć o czym ja właściwie myślę przez ostatnie tygodnie... i poczułam się tak bezczelnie pusta... że nawet pisanie licencjatu okazuje się ucieczką bo zajmuje mi prawie wszystkie myśli.
5 CZERWCA 2018
28 MAJA 2018
1 KWIETNIA 2018
20 LUTEGO 2018
4 LUTEGO 2018
31 STYCZNIA 2018
28 STYCZNIA 2018
17 STYCZNIA 2018
Wszystkie wpisy