Nie wiem co to i nie będę do tego dochodzić.
Chodzę wściekła i nabuzowana z tylko mi znanych powodów (tak jest, jest coś jeszcze o czym nie wiecie). Ryczeć mi się chce. To nic. Of corse. Byłam dzisiaj chwilę nad zalewem na festynie. "Kinia spójrz w prawo po przekątnej!" Panika w głosie. Luz... :(
Najgorsze jest to uczucie bezradności. Że nawet gdybym zrobiła to, co chcę, żałowałabym tego. Że serce sprzeciwia się rozumowi. Toczę walkę... ;/ :(:(:(
Do tego wszystkiego oczywiście swoje trzy grosze wcisnął oczywiście kto? Tatuś! Eh... no nic;/
Pieprzony miesiąc... :[placze]
Pozdro for all. I tyle. Komentować.
_______________________________________________________________
"Ze świadomością tej walki, ja mówię daj mi się martwić (...) ja tego chcę... ja mówię daj mi się martwić (...) bo czego chcesz? Miliony westchnień. Zapytaj mnie tylko spiesz się..."
_______________________________________________________________
"Może gdybyś był kimś innym niż jesteś... (...) Ale ty jesteś zimny jak lód, obojętny jak głaz..."