Nie wiem co mam robić. Co myśleć. Co czuć. Nie ma Cię. Odeszłes. Bez pożegnania. Bez żadnych wyjaśnień. Ot tak po prostu mnie zostawiłeś. A ja cierpię. Tęsknię. Martwię się. Tracę sens. Mam mętlik. Płaczę. Tępo wpatruje się w sufit, jakbym oczekiwała na zbawienie. Nie rozumiem niczego. Nie rozumiem dlaczego musiało się tak stać. Przecież obiecałeś, że już nigdy mnie nie zostawisz. Że nie chcesz mnie już nigdy stracić. Że nie chcesz nigdy więcej za mną tęsknić. Mówiłeś, że jestem kimś bardzo ważnym i cholernie Ci na mnie zależy. Mówiłeś, że kochasz. Przecież planowaliśmy przyszłość, mieliśmy plany. Nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. Obiecałes być już na zawsze. Pieprzone, puste słowa. Jak ja mogłam wogóle mieć nadzieję, że są szczere. Jak mogłam się łudzić, że wkońcu będzie dobrze i znalazłam kogoś kto daje mi szczęście. Przecież to nie możliwe aby wszystko szło po mojej myśli. Przecież ktoś taki jak ja nie zasługuje na odrobinę szczęścia. Jestem idiotką. Nic nie wartą. Kolejny raz zaufałam. Kolejny raz wyobrażałam sobie zbyt wiele. Kiedy ja się wkońcu nauczę nie przywiązywać się do ludzi. No kiedy. Póki co przynosiło mi to więcej cierpienia niż pociechy. Kurwa. Nadal jedyne czego pragnę to to żebyś wrócił i wszystko znowu było dobrze. Szkoda tylko, że to niemożliwe.