Bardzo dużo czasu zajęło mi zastanawianie się nad tym jak uszczęśliwić innych zostając przy tym zgodną z własnymi przekonaniami. Gdy mi się to udało, poczułam mega radość i wiarę w to, że będzie lepiej. W pewnym momencie zaczęłam zapominać o sobie i o tym, że nie można przekładać wszystkiego na ludzi, którzy Cię nie doceniają. Moje życie zmienia się tak szybko ,że nie daję rady nadążyć. Czuje że coś mnie omija jednocześnie pochłaniając każdą minutę czuję przesyt. Powolutku wszystko wraca do normy. Jestem dorosła a często zachowuje się jak naiwna gówniara wierząc w coś czego od dawna nie ma. Czy to rzeczywiście tylko moja wina? Jeszcze niedawno powiedziałabym, że tak i broniła wszystkich wokół. Dziś mówię stanowcze NIE. W podejmowaniu jakiejś znajomości nie tylko jedna osoba jest ofiarą, nie jest też winowajcą. Ważne jest odnalezienie tej granicy ,która nie będzie dla nikogo ciężarem. Analizując to co mnie spotyka dochodzę do wniosku, że jestem nienormalna. JAK MOGŁAM wcześniej nie widzieć zła i pozerstwa które tylko czekało na moją porażkę. Czy czuję się przegraną? Ani troszeczkę :) Wygrałam główną nagrodę w tym chorym konkursie o szczęście. Stanęłam na nogi, mam obok osoby na które zawsze mogę liczyć, prę do przodu jak nigdy dotąd nie przejmując się jutrem. Pora zmienić koszmar codzienności w piękną bajkę w której główną rolę przyjmę ja, nikt inny. Dlaczego? BO NIE WARTO :)