Autentyczność tych wyobrażeń doprowadza mnie do szaleństwa. Zbożowy filozof nie wraca. Kule bilardowe mi się zdarzyły w trakcie upojenia, przypomniały o wyobrażeniu przesłodkich wibracji poruszających sercowy pył. Vincent dobija się do mojej świadomości i mojego ukrytego za chmurami id. Libido domaga się charyzmatycznej psychozy tępego spojrzenia, piękna w brzydocie, jednak tym razem zachowam resztki honoru. Rozsądek bierze górę, koniec spontaniczności, ciekawość pożera moje szklane paznokcie. Gdzież mój surrealizm, z którym dzikość poranka istotnie mogłaby się utożsamiać. Nie mogę przecież doznawać każdego byle kogo. Estetyzm tym razem jest ważniejszy.
Podświadomie oddaję się każdej aktywności, wieczorom życia i śmierci aby zapomnieć o desperackim oczekiwaniu na abstrakcyjny byt. Ściany mojego sejfu są trochę silniejsze, obrosły różanymi włosami harmonijnych ciał. Fantazjami o harmonijnych ciałach. Atmosfera gryzionych rąk nabrała dziwnej satysfakcji. Zastąpię ją niepokojem o czerwoność ust na obcym ciele, tak dobrze przecież znanej szerokości uśmiechu. Warto jeszcze wspomnieć o zamiarach zakręcenia się przy magicznej mocy przyjacielskiego zboża i elastyczności spojrzeń. Zostawiła samotnie swoją część, którą mogłabym zastąpić chociaż przez chwilę największej, doznanej przeze mnie, miękkości i harmonijności.
Inni zdjęcia: Prawie Palenica. ezekh114Na tyłach. ezekh114... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24