To, co dzieje się ostatnio w moim życiu nadaje się na książkę lub film. Dwa dni temu pisałam post, który nie chciał się dodać.... Pisałam, że wszystko się pierdoli, że chyba już koniec nas. Naprawdę tak to czułam. Wczoraj tak wiele ciężkich, trudnych rzeczy nałożyło się na siebie, że w nocy już nie mogłam dać sobie rady i przeszla przez nasz dom prawdziwa wojna. Jest nadal ciężko i nie wiem jak to naprawić, ale wiem jedno, bardzo kocham Marcina i potrzeba było niemalże rozstania żeby to zrozumieć. Nie wiem jak to będzie dalej... Czy nasz zapał nie minie, czy znów nie wpadniemy w taki rytm, że będziemy patrzeć na siebie jak obcy ludzie.... Tak bardzo tęsknię za czasami kiedy nie było tylu zmartwień, zobowiązań, wyrzeczen...