lubię się uśmiechać.
"dał mi ten optymizm. niegdy nie mówił o smutku, a widziałam, że przeżył smutek ostateczny. zarażał optymizmem, u niego deszcz był tylko krótką fazą przed nadejściem słońca. dał mi na przykład to uczucie, gdy wydaje ci się, że za chwilę oszalejesz z pożadania. i wiesz przy tym na pewno, że się spełni. umiał opowiedzieć mi baśń o każdym kawałku mojego ciała. przy niam zawsze chciałam rozberać się jeszcze bardziej. doszłam z nim do konca kazdej drogi. zaprowadził mnie do tak cudownie grzesznych miejsc. niektóre z nich są teraz dla mnie swiętością. dał mi na przykład tę dziecięcą ciekawość świata. on pytał o wszystko. tak jak dziecko, które ma prawo pytać. chciał wiedzieć. nauczyl mnie, że "nie wiedzieć" to "żyć w zagrożeniu" interesował się wszystkim. wszystko podważał, we wszystko wątpił i we wszystko był w stanie uwierzyć. był moim kochankiem i najlepszą przyjaciółką jednocześnie. takie coś zdarza się tylko w filmach z Kalifornii. dawał mi to wszystko i nic nie chciał w zamian. nic zupełnie. żadnych obietnic, żadnych przyżeczeń, żadnych przysiąg. po prostu nic. nie może być dla kobiety większej udręki niż mężczyzna, który jest tak dobry. tak wierny, tak kochający, tak niepowtarzalny, i który nie oczekuje żadnych przyżeczeń. po prostu jest i daje jej pewność , że będzie na wieczność. boisz się tylko, że ta wieczność - bez tych wszystkich standardowych obietnic - będzie krótka."
i lubię ostatnio czytać ksiązki. o.