Daaawno tu nie pisałem :).
Tak mnie tknęło dzisiaj, żeby napisać, bo nie rozumiem jednej rzeczy.
Jest ktoś, kto niby ci życzy dobrze. Tak przynajmniej zapewnia. Ale jak stajesz się szczęśliwym człowiekiem, a tej osobie nie pasuje sposób tego szczęścia, to nagle okazuje się, że pragnie to twoje szczęście zniszczyć.
Po co? Dlaczego?
Czy naprawdę definicja i sposób okazywania miłości musi być u każdego taki sam? Dlaczego niektórzy zabraniają innym kochać, tylko dlatego, że sami nie potrafią tego okazywać w taki sposób?
Nie umiem tego pojąć.
A jak jest u mnie, tak ogólnie?
Idealnie.
Myślę, że to zdecydowanie najpiękniejsze miesiące mojego życia. Ja naprawdę znalazłem swoją drugą połówkę. Z wzajemnością. I to jest tak cudowne, że nie umiem tego opisać.
Każdy dzień jest po prostu przesiąknięty pięknem.
A jeśli nawet pojawi się jakaś zadra, to bardzo szybko jest usuwana. Wspólnie.
Jestem wciąż i wciąż tak zachwycony tym, że dosłownie zawsze się dogadujemy. Nawet w przypadku trudnych spraw. Po prostu myślimy tak samo. I to jest tak cudowne, że w końcu (!) jak mam jakiś problem, to mogę w pełni polegać na drugiej osobie. Wręcz rzuca się w z pomocą, co po prostu jest niesamowite. Nikt nigdy mnie tak naprawdę nie wspierał. Tak całym sercem if you know what I mean.
I pojawił się cud.
Bo ona jest moim cudem.
Lata smutku nauczyły mnie doceniać każdą sekundę szczęścia.
I to teraz strasznie owocuje. Owszem, spowodowały też mnóstwo barier, strachu itd.
Ale..
Coś za coś. Strach da się na dłuższą metę powstrzymać, a szacunku dla własnego szczęścia nie da się zdobyć ot tak.
Jesli moje życie ma zawsze wyglądać jak teraz, to ...
Bardzo bardzo pragnę je przeżywać powoli i dogłębnie.