photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 MARCA 2014

Chcesz po prostu zamknąć oczy i nie widzieć tego wszystkiego.

Najpierw wydaje ci się, że jakoś to będzie. Egoizm przesłania wszystko. Za drugim razem starasz się pohamować egoizm, bo wiesz, że to przez niego wszystko się zawaliło. Starasz się ponad własne siły. Znów porażka. Kolejnym razem już nie masz tylu sił ani nie chcesz aż tylu mieć. Idziesz na 90 procent, ale bardziej rozważnie i z rozumem. Znów porażka. Za kolejnym razem dajesz się ponieść temu wirowi, znów lecisz na sto.. nie, na 200 procent. Zostajesz z niczym, bo.. za bardzo się starasz. Mówisz sobie, że koniec z tym wszystkim.. i naprawdę to kończysz. Praktycznie. Teoretycznie znów grząźniesz w tym samym bagnie, ale coś się zmienia. 

Gdy zaczyna dziać się źle, to już nie myślisz, jak to pokonać. Prześlizgujesz się po rzeczywistości, byleby tylko trwać. Obracasz się tą stroną swojego organizmu, która posiada najgrubszą skórę.

Już wiesz, że to i tak dla drugiej strony nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia, czy otwierasz serce, czy je zamykasz.

Czy tworzysz kolejny mur, czy kolejny mur obalasz. Dla drugiej strony jedno i drugie oznacza to samo, czyli nic. Już wiesz, że nawet jeśli otworzysz szeroko bramy, to nikt przez nie nie wejdzie. Chyba, że kolejny zabójczy ból. Więc kolejna kłódka zdobi gruby łańcuch okalający bramę.

 

Już nie zastanawiasz się, ile to będzie trwać. Liczy się tylko stabilizacja.

A czy to stabilizacja w beznadziei czy w szczęściu.. 

I to przestaje mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie.

 

Czasem lodowaty wiatr wyciska ci z oczu jakąś łzę, ale nie jest ona już ani łzą rozpaczy, ani frustracji. Jedynie okazjonalnie cokolwiek znaczy. Nawet ta irytująca łza przestaje być irytująca. Staje się tak samo mało ważnym tłem, jak wszystko inne. Może płynąć. Może nie płynąć. Wszystko ci jedno.

 

Jedyne co jest w stanie dalej kuć w tym suchym lodzie, to rodzina. Tylko ona jest w stanie wycisnąć prawdziwą łzę i prawdziwe emocje. 

A mimo wszystko i tak, nawet przed nią, ciągle udajesz.

 

Patrzysz gdzieś z oddali na własną, żałosną kukiełkę poganianą przez ten zimny wiatr. Gra tobą jak chce. Przestajesz się identyfikować z tym czymś w jakikolwiek sposób. 

I znów, tylko ty o tym wiesz. Nikt inny nie odróżni kukiełki od żywego człowieka. Żeby tego dokonać..

wystarczy się jedynie uśmiechać.

 

Ludzie resztę sami sobie dopowiadają. Nie patrzą w oczy, bo nie obchodzi ich twoja dusza. Masz szczęście jeśli patrzą na twoją fizyczność, bo to tak naprawdę jedyne co ich w tobie może w ogóle interesować. 

A jeśli i to ich nie interesuje.

To znów pozostaje tylko jedno - uśmiech.

 

Uśmiech to najlepsza broń, bo ludzie się od ciebie odczepiają. Zrzucasz z nich ciężar sztucznej troski. Tylko rodzina martwi się o ciebie w pełni szczerze. A nawet rodzinę okłamujesz. Ba. Okłamujesz ją o wiele bardziej niż innych. Z troski. 

Bo z jednej strony każdą komórką ciała pragniesz, by KTOKOLWIEK zwrócił na ciebie realną uwagę, ale z drugiej strony odbierasz sobie być może jedyną szansę na taki kontakt.

To wynik skopania twojego wiecznego egoizmu przez ledwo podrygujący zmysł ochrony najbliższych.

Ludzie mogą cię obedrzeć ze wszystkiego, ale z tego nie są w stanie.

Nawet jeśli chcesz by obdarli (co raczej sie jednak nie zdarza), to i tak on zawsze będzie.

 

Tego zmysłu, jak i egoizmu - nie wyplenisz. Wręcz kontrolować go możesz sto razy słabiej niż egoizm. 

Egoizm da się wytrenować. Da się go stłamsić do naprawdę małych, niezbędnych rozmiarów. A zmysłu ochrony nic nie pomniejszy, bo w sytuacji, gdy jest potrzebny.. on po prostu działa.

 

 

 

Jak to jest, że często w imię źle rozumianego zmysłu ochrony (innych i samych siebie) odrzucamy kogoś, kogo naprawdę obchodzimy? Być może jedyną osobę na świecie, która jest w stanie nas zrozumieć? 

Bo tu już nie chodzi o zrozumienie typu "rozumiem, że cię boli rozstanie" czy coś w tym stylu. Tu chodzi o zrozumienie tego najgłębszego bólu, który nigdy sam nie wyjdzie na powierzchnię. I chodzi tu o zrozumienie nie wyrażone słowami. To jest tak dalekie od płycizny, że da się to opisać tylko uczuciami. Jeśli druga osoba tego po prostu nie czuje, to nie jest się w stanie jej tego opisać słowami. I się nie chce.

Bo to już wtedy nie jest to.

 

I to jest ten stan. Widzisz tę jedną, jedyną osobę, która cię rozumie na tej najgłebszej płaszczyźnie.

I co dalej? Happy end?

Jasne, że nie. Mury twoje i drugiej osoby nagle obrastają drutem kolczastym. Nikt, nawet ty, nie wie dlaczego.

To jest jakiś naprawdę prymitywny, a przy tym bardzo silny, strach.

Wiesz, że tam za murem czeka cię to, co najważniejsze w życiu. Co najpiękniejsze.

Na samą myśl masz łzy w oczach z wyimaginowanego szczęścia. Niemal je czujesz.

I dalej stoisz w tym samym miejscu.

Ba, obserwujesz jak druga osoba się powoli cofa. Coraz dalej i dalej.

Sygnał traci na sile coraz bardziej.

Niemal obumiera.

 

I nagle..

 

Ni z tego ni z owego.. sygnał.. Lekkie pulsowanie. Czujesz jakby ktoś wstrzyknął ci adrenalinę prosto do żył. Adrenalinę pomieszaną ze sporą dawką pozytywnej nadziei. Mówisz sobie: to jednak jest możliwe, dobrze czułem, dobrze mi się wydawało. 

I ten stan trwa.. chcesz zrobić wszystko, aby w końcu się udało.

Ale nadchodzi następny dzień. 

Spoglądasz na zasieki. Drut dalej spowija mury. Ani jednej na nich ryski.

Nikt nie puka do bramy.

A co jeśli to fałszywy alarm? Co jeśli źle pojęty?

 

Znów walczysz o to.. czy walczyć.

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika kibosuru.

Informacje o kibosuru


Inni zdjęcia: Clair Obscur: Expedition 33 tasteofinnocence;) nacka89cwaNie buj się Egiptu bluebird11Na działce ja nacka89cwaSynuś nacka89cwacoma toujourspur04.06.2025 evenstarGranica najprawdopodobniejnieŚwiergotek drzewny slaw300Estepona 2024 mr0w4