Z każdym rwaniem w skórze po obdarciu plastra przez kosmetyczkę, z każdym dreszczem przeszywającym ciało po oblaniu go wychłodzoną wodą, po kolejnej mijającej godzinie spędzonej pod gołym niebem słuchając gwiazdorów tegorocznego lineupu Nowej Muzyki - wszystko staje się naturalniejsze. Myśli, brzmienie wyrazów, więzi, proporcje. Nawet ból ma w sobie więcej prostoty niżeli ognia wypalającego nasze żarliwości poprzez cielsko. Błogi, dobry nastrój wlepia się we mnie jak galaretka. Chyba planuje stać się nierozłącznym pieszczochem wyjazdu. Nie ukrywam, że do tego dążyłam. Zadecydowałam udawać, że żyję, tymczasowo. Choć na codzień ograniczam beztłuszczowe myśli do minimum.. chcę polecieć tam na głodzie. Nikt nie zdąży dojrzeć tej suchości, a ja zasmakuję najlepszej zabawy z dołączonym kilkakrotnie mocniejszym działaniem doznań, w pakiecie. Napędzeni przez coś zupełnie innego odstawimy moralność w ciemny kąt. Już tylko czekam na otępiającą nas elektroniczną aurę, wicie się po ziemi w poddaniu tęgim uderzeniom basów. I już nigdy więcej nie zapomnę jaką zdolność operacji ma materia muzyczna. O ile wrócę wyraźna, na poziomie. W ekstremalnych warunkach ludzie popełniają czasem ekstremalne czyny.