Przyszedł do mnie dziś pakunek nieprzydatnych arkuszy, rozmytych przez represyjny deszcz wypocin. Nie przygotowałam nic. Czuję się jak zdrajca, szpakami karmiona żmija. Czy powinnam? Czy fakt, że zawrotny bieg wydarzeń stawia mnie na nogi ma prawo wywoływać to paskudne poczucie winy? Nie pytałam, nie prosiłam, nie miauczałam. Kosztowałam cudzego nadużywając etycznych przywilejów degustacji. Przed kim mam się zwierzyć, poniżyć, kiedy niechęć Waszych sekt zasnuwa moją świadomość z każdej strony? Teraz nawet Bóg jest przeciwko mnie. Tarmosi i ciągnie na dno.
Dziękuję za zdjęcia, i dwie doby high lifu
i za upragniony odpoczynek, z góry