Wymazałam wszystkie przemyślenia, dobrych pare kartek. Nabałaganiłam sobie w głowie, no i co? To ten moment. W którym powinnam zacząć wołanie o pomoc. A ja głośno krzyczę, ale inaczej, tak z radości, podążając myślami za tym, co będzie. Czy tak czuje się człowiek, którego jutro odnajdą nieżywego i samotnego? Słowa tracą znaczenie. Nigdy go nie miały.
a wino nigdy nie chciało być moje