Miłość podobno jest biegunem ciepła, trescendentną energią, późną godziną i absolutną przyczyną. Przynajmniej tak twierdzi Grabaż. Nie jestem pewna czy pojęcia te są zbieżne z moimi ich definicjami. Ciężko mi nawet zdefiniować późną godzinę.
Uśmiecham się.
Ostatnio naprawdę się śmiałam. Szczerze, z małej literówki, aż zbierałam spojrzenia zdziwionych przechodniów. Cieszyły mnie bawiące się dzieciaki w brodziku z krokodylem.
Bez wspomagaczy.
Nie da się niektórych rzeczy zapomnieć. Można próbować sobie z nimi poradzić, wybaczyć, przemyśleć, zracjonaliować, usprawiedliwić przed światem, przed sobą, w ostateczności nawet i wyprzeć. Ale nie zapomina się. Zawsze gdzieś w człowieku pozostaje echo przeszłych zdarzeń. I dudni. I dudni. I dudni. Dudni, że czasem nawet już nie wiadomo skąd to dudnienie. I chce się je tylko ukrócić, nie słyszeć już dudnienia. I zagłusza je człowiek odurzając się złudzeniem fizycznej bliskości, czy czym tam kto lubi.
Mój proces zagłuszania dudnienia przebiegał burzliwie. Cytując P.: "Przecież co Ty Wisienia robiłaś, normalnie niemożliw to".
I może dla Grabaża miłość jest energią, ciepłem, godziną, powodem, ale dla mnie jest przywracaniem tego szczerego, niewspomaganego uśmiechu, radości z krótkich, ulotnych chwil.
A ja naprawdę szczerze się uśmiecham.
Uśmiecham się.
Kayooko