Zdjecie z ostatniej chwili (tak, tak zamiast Nikona zdjęcie z kamerki). Tak, jest indeks, jest zabawa. Od dziś jestem oficjalnie studentką pierwszego roku filologii angielskiej o specjalizacji lingwistyka stosowana na Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Jak dla mnie bomba. Nawet filozofię z panią z Filipin przecierpie na koszt tego tytułu.
- Poprosze sieciówkę?
- Sie... co?!
- No to na tramwaje i autobusy na miesiąc.
- Że karte miejską?
- Może być nawet wiejska, bylebym objeździła na tym miasto w październiku.
- A co to ja automat jestem?
- W automacie mam kupić sieciówkę?!
- Nie jakąś tam sieciówke tylko kartę miejs...A przepraszam, pani to skąd? Z Średniej Mniejszej?
No to się dowiedziała Kasia z Średniej Mniejszej Rzeszowskiej, że studenckie karty elektroniczne nie służa tylko jako zniżka do KFC (choć to też), ale jako sie... przepraszam karta miejska (po doładowaniu w uwaga... automacie na bilety!), legitymacja i otwieracz do piwa w jednym. A to dopiero poczatek wyliczanki. Jej wielofunkcyjność wrecz mnie zachwyca.
Tak samo jak miasto, wiecznie zapchane tramwaje, stan mojego konta (to do czasu) i ta 'dorosłość'. Pewnie do czasu. Puki co zajęcia zaczynam we wtorek (odpuszczając inaugarację w poniedziałek), więc długi weekendzie w Rzeszowie witaj. Impezy i zakupy w przyszlym tygodniu. Zdecydowanie. W tym starciu wygrywa domowy rosołek.