Moja tendencja do popadania w skrajności, nie ułatwia mi życia.
Od podkręcania się na 300% do całkowitej stagnacji.
Staram się znaleźć w tym wszyskim jakąś równowagę, a jednocześnie nie popaść w rutynę.
Pewne niewypowiedziane kwestie wypełzają w chwilach samotności.
Dławią i doprowadzają do rozpaczy.
Trudno się buduje na ruinach..
Szczególnie kiedy w sercu obumarła jakaś część.