kurwamać.
gdzie moje maniery? najpierw chwilę o zdjęciu: fotografował Łojo, Stalowa Wola, 14 maja 2017 r. Może trochę nieaktualne, zaraz wyjaśnię dlaczego. zdjęcie jedno z trzech z tamtego dnia, to jakoś tak mi się skojarzyło nie wiedzieć czemu wizualnie z sytuacją życiową w której obecnie się znajduję; stoję na drodze, niby jasno określonej, jednak wiem, że na jej końcu nie ma nic ciekawego i nie mam ochoty tam iść. z drugiej strony obrazek mocno nieaktualny, bo już zmieniłam kolor włosia na lato, ale o tym innym razem.
znów zapomniałam o manierach... hej, to znowu ja. czy ktoś mnie tu jeszcze pamięta?
znów przyszłam się wygadać, klawiatura przyjmie wszystko przecież.
znów pewnie pojawię się tu na chwilę i zaraz zniknę, dopóki nie nastanie dzień jak dziś, że
znów muszę to wszystko z siebie wyrzucić, bo nie wiem co ze sobą zrobić
znów zaczynam coś od nowa.
wczoraj nastąpił dzień zero, podjęłam decyzję o ponownym podjęciu leczenia, które kurwa nie wiedzieć czemu przerwałam.
znów zabrzmię, jakbym się tłumaczyła i usprawiedliwiała, ale po prostu wydaje mi się, że poczułam się zbyt dobrze i nie byłam świadoma, że to leczenie, standardowo przypisałam moje dobre samopoczucie jako zasługę bardzo bliskiej mi osoby, więc uznałam leki za zbędne. NIEPOTRZEBNIE, bo od tego wszystko się zaczęło...
tydzień po odstawieniu zawiodłam kogoś w sposób najgorszy w jaki tylko mogłam to zrobić, kurwa nie wiem co mi strzeliło do głowy. jakby wszystko zaczęło mi się w głowie jebać i wyciągnęłam rękę... PO CHUJ, KURWA, KAŚKA, PO CHUJ?! Sama nie wiesz głupia pizdo. Wiem, że kiedyś to przeczytasz, wiem, że wiesz, że piszę to do Ciebie, wiem, że nigdy nie będę w stanie dostatecznie przeprosić, ale wiedz, że bardziej niż Ciebie zawiodłam wtedy siebie, z tym, że siebie zawodzę ciągle i do tego przywykłam...
znów nieszczęśliwy zbieg okoliczności, cholerny wypadek samochodowy, niby nic poważnego, a od tamtej pory siedzę na L4, bo kręgosłup mi żyć nie daje. Człowieka kurwica strzela jak nic nie robi, z dnia na dzień traci sens istnienia, z dnia na dzień coraz bardziej mu się nic nie chce, z dnia na dzień coraz bardziej boi się dnia kolejnego, a kolejny dzień nic nie przynosi, tylko zabiera po kolei błysk oka, uśmiech z twarzy, chęć do życia i zanieczyszczania powietrza w pokoju o powierzchni 7 mkw.
mam maleńką nadzieję, że do końca miesiąca stanę na nogi i wrócę z pełnią życia, szczęścia i sił witalnych do świata żywych, do pracy i w ogóle.
mam zapasy leków i suplementów, kalendarz i plan w głowie na to, jak to zrobię. tym razem nic nie może mi stanąć na przeszkodzie. nic, ani nikt oprócz mnie samej.
czy czas leczy rany?
pewnie przeczytasz to cholernie po czasie, ale chcę, żebyś wiedział, że jest mi kurewsko ciężko bez Ciebie, ale tak na razie po prostu musi być, daj mi czas, a wróci osoba, którą znasz i podobno uwielbiasz. na razie w jej miejscu jest szara, jakby bez życia istota z której ostatnie 1,5 miesiąca wyssało sens istnienia jak dementor.
chcę być spowrotem tamtą Kaśkułą, która lubiła tańczyć pełna radości tak... oboje wiemy o czym mówię.
znów pora kończyć
k.