Żeby nie było że cały czas się obijamy, przedwczoraj z Kropcią postanowiłam zrobić coś zupełnie celowego i konkretnego. Zabrałam z domu parasol, worek na śmieci, bacik ujeżdżeniowy i do lonżowania i pobawiłyśmy się w pierwszą z 7 gier :)
Na główce był obecny na tym zdjęciu halter, którego to sama wykonałam (dumna, bo o moje któreś-dziesiętne podejście do tego okropnego Fiador'a...)
Folia? Hmmm, a da się ją zjeść? Pierwsze co zrobiła jak ją zobaczyła, to weszła na nią i wydawała smocze odgłosy
Nakładałam ją jej na szyję, grzbiet, zero reakcji. Z parasolem było to samo. Przy dotykaniu bacikiem już było trochę burzenia, szczególnie po prawej stronie, przy zadzie. A przy tylnych nóżkach (dotykanie okolic pęcin), to się cieszyłam że to bat, a nie moja ręką, bo dostałabym 2 siarczyste kopniaki. A co, ambitny poniak.
Jutro może wsiądziemy, jak pogoda dopisze i w końcu przestaną strzelać
Sylwester był w stajni, ale dzisiaj się zaczął atak bąbowy jak była na podwórku. Luna szczeka panicznie, Kropa z każdym hukiem się wzdryga i zaczyna nerwowo kłusować... nienawidzę petard
Schowałam ją szybko do boksu, dałam sianka, wody i dałam święty spokój. Chociaż w miarę cicho tam ma.