Niby nic wielkiego, ale wypadałoby napisać.
W poniedziałek 2 tyg. temu do mojego domu zawitał koń.
Jest to 6-letnia klacz o imieniu Kropka, mieszanka "niemieckiego kuca" (ale DRP to na pewno nie jest, bardziej jakieś coś większe od szetlanda) i ogiera arabskiego, podobno Janowskiej hodowli, podobno pojechało do Emiratów Arabskich.
Stało się to jakoś dziwnie szybko. To znaczy konia szukam tak "poważnie" od końca wakacji, ale spodziewałam się, że znajdzie się u nas wiosną. Jeździmy, szukamy, dzwonimy. Było już parę słusznie rozważanych ofert, ale albo daleko, albo za drogi, albo nie taki jak miał być...
Któregoś dnia pojechaliśmy z tatą do jego znajomego. Znalazł on dla nas tą oto klaczkę, kupiona przez prywatne ręce kiedy miała rok, potem jeżdżona przez młodą dziewczynę, która wyjechała na studia. Od roku nie ruszana, cały czas na pastwisku.
Jest trochę dzika, nogi jak chcemy podnieś to wyrywa (a siłę to ma) , przy czyszczeniu strasznie się wierci.
Ale będzie dobrze.