photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 12 LIPCA 2013

Jaszkowo 2013

Popsuta jakość...

Będę opowiadać to, co pamiętam. Nie będę streszczać całego dnia, bo każdego dnia trzymaliśmy się planu dnia (jest na stronie centrumhippiki.com) ze szczególną dokładnością (co stawało się denerwujące, kiedy musieliśmy czekać każde 5 minut i siedzieć przed stajnią, bo do posiłku zostało parę minut)no może poza tym, że przy przygotowaniu do snu pan Kaziu woził bryczką.

 

1 Dzień, przyjazd, zbiórka i pierwsza lekcja teorii na hali (w tym nauka czyszczenia koni, w taki sposób, by za każdym razem zrobić 8 kółek z kurzu, wytrzepując zgrzebło o podłogę), potem p. Antoni wsiadł na klacz, uczył cofania, stępa kłusa, zwrotów na zadzie i przodzie, potem przydział do grup (do pokoi byliśmy przydzielani automatycznie) i przydział koni. Jak już pisałam przydzieliłam się do grupy średniozaawansowanej z wyższymi końmi, było u nas 10 (?) osób w tym 3 chłopcy. Na wstępie powiedziałam p. Antoniemu o tym, że jestem po upadku i się trochę boję. Jak już wiecie dostałam Maximusa i oczywiście nie żałuję J Potem było czyszczenie i siodłanie i pierwsza, krótka jazda, w naszym przypadku na hali.

 

2 Dzień, na porannej jeździe byliśmy na parkurze, ale nie skalaliśmy, za to dwa konie się potknęły, co spowodowało 2 upadki. Jak byliśmy w terenie, to muchy i komary strasznie gryzły. Jeszcze nic nie skakaliśmy, tylko 3 chody, zwroty i wolty. Na teorii powtórka tego co wcześniej, dla utrwalenia, na sportowym ogierze, a później 2 obozowe dziewczyny na niego wsiadły, żeby pokazać jak jest on spokojny i jak można dać sobie z ni  radę. A, jakby ktoś był ciekawy, to woltyżerka wyglądała tak, że na trawę szły 3 konie w różnej wielkości, od najmniejszego Bonanka (3) przez Kabrola do fiorda Dagaba. Każdy szedł tam gdzie pasował mu wzrost, uczył się wskakiwać na konia, robić na nim młynek, nożyce. Niektórzy wskakiwali od zadu lub stawali na koniu.

 

3 Dzień, na porannej jeździe poszliśmy na łąkę, a potem skakaliśmy małą kłodę, wszyscy w zastępie. Kłusowaliśmy też bez trzymania wodzy. Poszłam do sklepu jeździeckiego i kupiłam gumeczki do grzywy. W terenie mi się lekko spłoszył i wyprzedził kilka koni. W terenie było normalnie. Teoria o skokach, na placu skokowym, skaczą instruktorki.

 

4 Dzień, budzę się ze stanem podgorączkowym& na poranną jazdę poszłam (skakaliśmy małą stacjonatkę), ale na teren p. Ania pozwoliła mi nie pójść, bo miałam 38,3 gorączki, więc przez cały wieczór spałam, byłam tylko na teorii o szeregach gimnastycznych. Po teorii była konsultacja na mój  temat z p. Antonim, dał mi soku z bziny (bzu) i jeszcze dostałam mnóstwo witamin i tabletek i rozkaz jedzenia cytryny (brrr&), ale to już od p. Ani.

 

5 Dzień, wyzdrowiałam. Jak ręką odjął. Skakaliśmy szeregi gimnastyczne i było dość fajnie. Tere normalny. Zamiast teorii czyszczenie sideł.

 

6 Dzień, na porannej jeździe uczyliśmy się parkuu a potem każdy po kolei go skakał. A wyglądał on tak (pamiętam!) Mała niebieska jedynka, po prostej na niebieską szóstkę, dość ciasny zakręt za drzewem w prawo i trójka, po prostej na czwórkę, zakręt w lewo za szeregiem (który nie wiadomo po co tam stał) i najazd na zieloną piątkę, zielona szóstka koło drzewa i znowu zakręt w prawo za drzewem na siódemkę prostopadłą do ogrodzenia. No i teraz zakręt w prawo na  czerwoną ósemkę, okser, chyba najwyższy ze wszystkich przeszkód na parkurze. Potem dość ciasny najazd za drzewem i zakręt w prawo na dziewiątkę, koniec. Teren normalny, z tym że trochę kombinowany z przejazdem po polach ze zbożem, bo dużo terenów było zalane. Na teorii uczyliśmy się parkuru chodząc i biegając po nim ;) Potem była lekcja z p. Antonim, dla osób, które miały przez cały tydzień szóstki z czystości pokoju. My miałyśmy 5, 4+, 3, 4, 3 XD .A my wszyscy ją oglądaliśmy. Było dużo upadków.

 

7 Dzień, Wszystko normalnie, tylko że zamiast porannej jazdy był kadryl robiliśmy 2, 4, 8, 16, a potem znowu ósemki, czwórki, dwójki i zastęp. Ustawiliśmy się w rzędzie, rodzice nam klaskali i wgl. Potem na rozprężalnię i stępujemy, a grupa najmłodsza jedzie parkur w zastępie, za panią (ciocią XD) Asią. Oni i grupa średniozaawansowana z niższymi końmi mieli niskie przeszkody i skakali w zastępie. Od naszej grupy zaczęło się skakanie wyższych przeszkód (z tym że podnieśli je nam i potem już nie podnosili, dla wyższych grup), każdy po kolei. Nie pamiętam, która byłam, ale gdzieś przy końcu, albo w środku. Ale w każdym razie przejazd miałam dosyć ładny, poza zaszportaniem przed ósemką. Ale najechałam drugim razem dobrze i było ok. Potem dekoracja i runda honorowa& no właśnie. Po upadku zaczęłam się bać szybkiego galopu, może po prostej bym jeszcze wytrzymała, ale na zakrętach przyspieszał i w końcu jako coś się stało, że Coda się spłoszył i za nim konie też się spłoszyły jakoś mną wstrząsnęło od szybkiej zmiany kierunku, zginęły mi strzemiona i to cud, że nie spadłam, zatrzymałam się na trawie, obok Cody, który pozbył się jeźdźca. Potem rozsiodłanie, odebranie dyplomu, obiadek i do domu. Po drodze posłuchałam sobie Goodbye my lover i po prostu się rozpłakałam z tęsknoty za Maxiusem, że już jutro nie pójdę do stajni, a o nie zrobi do mnie jak to mówię Uhuhu (czyli nie zarży cichutko). Ale mam nadzieję, że za rok go zobaczę.

 

To chyba tylę& jak chcecie coś wiedzieć, to śmiało pytajcie i jeśli jesteście obozowiczami z pierwszego turnusu, to mnie zapraszajcie na fb J

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika kaskagren.