Dużo się zmieniło w ostatnim czasie. Nie było czasu żeby cokolwiek napisać. Ale teraz zbyt wiele myśli plącze się po głowie...;p
Doszłam do wniosku, że świat, do którego tak bardzo chciałam się "dostać" jest dla mnie nieodwracalnie zamknięty. Może dobrze? Jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym, że jestem w nim już jedną nogą - teraz całkowicie z niego wypadłam. Zmieniła się moja rzeczywistość.
Pewnie i tak nikt nie zrozumie o czym mówię;p
Nie chcę się od wszystkiego odciąć. Wydawało mi się, że pozostanie coś co będzie dalej łączyło mnie z tym co było wcześniej. Teraz widzę, że i to nie przetrwa. Nikt się nie odzywa, nie istnieję dla tych, którzy są/byli dla mnie ważni.
Jedyną rzeczą, dla której wracam z chęcią do domu to teatr - sama nigdy z niego nie zrezygnuję, jest dla mnie zbyt ważny.
Ciągłe użalanie się nad sobą niszczy relacje międzyludzkie. Nie znoszę tego. Mam dosyć. Jedyny temat o którym wszyscy by mówili to własne problemy. I powtarzenie ciągle tego samego. Wrrr... Życie jest zbyt krótkie żeby ciągle wysłuchiwać problemów innych. Życie przecież dostarcza też pozytywnych emocji. O wiele przyjemniej się ich słucha. Niestety, mam tego pecha, że jeśli ktoś mi coś o sobie mówi, zawsze sprowadza się do użalania nad sobą. Cieszyć się szczęściem drugiego;d
Nie mam daru pisania;p Nie potrafię wyrazić tego co myślę słowami, niestety...:(
A zdjęcie jest z Pragi:) 2 dni, których nigdy nie zapomnę:* bo są ludzie, dla których nie jestem tylko słuchaczem problemów:***
EDIT: Dopiero 100 zdjęcie??