03.06.2011r.
Razem z Markiem wybraliśmy sie na cmentarz na grób mojej mamy. Odwlekał mnie od tego pomysłu, ponieważ nie chciał, abym była smutna. Uważałam, jednak, że odwiedzenie jej jest moim obowiązkiem . Może to szaleństwo, ale wydawało mi się, że czuję jej obecność. Musiałam, a zarazem pragnęłam tam chodzić. Szliśmy pustymi, szarymi ulicami. Było zimno, padał deszcz, więc mało kto pokazywał się na dworze. Zapadło milczenie, ale nie przejmowałam się tym. Wiedziałam, że Mark nie chce zawracać mi głowy jakimiś komentarzami z jego strony - przynajmniej on tak uważał. Mijaliśmy kolejne pomniki.. kolejne i kolejne i kolejne .. W końcu zauważyliśmy niski grób z siwą płytą. Postawiłam kwiaty i zapaliliśmy znicz.Nie chciałam przetrzymywać tutaj Marka dłużej niż było to konieczne. Podążaliśmy już do domu dziecka, gdy coś mną zawróciło i skierowałam się na koniec cmentarza. Mark chciał zapytać o co chodzi, ale po chwili zrozumiał.
- Liso nie. Nie idź tam..
Nie odwróciłam się tylko szłam dalej. Po chwili stałam już nad jego grobem.. nad grobem mojego ojca. Cały czas był zakryty wiązankami kwiatów. Po chwili obok mnie znalazł sie także Mark.. Przez krótką chwilę chciałam znaleźć argument , który choć trochę by go usprawiedliwiał, ale takiego po prostu nie było.
- Cześć. Spierdoliłeś mi życie, pamiętasz ?