CD .
- Liso, co ty tu robisz ? Wszyscy Cię szukają ! Chcą ci pomóc. W każdych wiadomościach mówią, że pewnie przestraszyłaś się włamywacza i uciekłaś. Gdzie ty w ogóle teraz mieszkasz ?
- Mark, to nie jest takie proste. Musze już iść. Proszę nie mów nikomu , że mnie widziałeś. - mówiłam odchodząc.
Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Liso powiedz mi pradę. Chcę Ci pomóc. Nikomu nic nie powiem, tylko błagam Cię, bądź ze mną szczera. Gdzie możemy spokojnie porozmawiać ?
Rozejrzałam się podejrzliwie, po czym dodałam:
-Chodź za mną.
..
Pokonywaliśmy drogę w milczeniu. Zastanawiałam się ile mogę mu powiedzieć . Czy odważę sie na całą prawdę ? A co jeśli nie zrozumie i wyda mnie policji ? W końcu trzeba ponieść konsekwencje. Postanowiłam zaryzykować. Weszliśmy do małej szopy, która od pewnego czasu była moim zastępczym domem i kazałam mu usiąść na jednym z plastikowych, białych , ogrodowych krzeseł, a sama chodziłam z jednego końca szopy na drugi.
- Liso, uspokój się i zacznij mówić. - spokojny, opanowany ton jego głosu dodał mi odwagi.
- A więc musisz mi obiecać, że wysłuchasz mnie do końca.. do samego końca. Zrozumiem jeśli mnie znienawidzisz i pójdziesz na policję. Policja się myli. Nie przestraszyłam się włamywacza, bo nikogo takiego nie było. To ja zabiłam ojca. - nie patrząc na minę Marka, szybko kontynuowałam. - Ale miałam pwoody. Gdy wszystko Ci opowiem sam zrozumiesz. Od szóstego roku życia byłam gwałcona i bita przez ojca. Kazał mi mieszkac w piwnicy z dala od świata. Okłamywał mnie, że dzięki temu moja mama wyzdrowieje, a tak na prawdę matka nie żyje. Znalazłam w ich sypialni gazetę sprzed dziewięciu lat, w której było napisane, że mama sie powiesiła. Dzisiaj, gdy sie na siebie natknęliśmy wracałam od niej z cmentarza. Tamtej nocy, gdy to zrobiłam.. cos we mnie pękło. Powiem ci więcej . Nie żałuję, napawałam się tym widokiem. Szczerze ? Mogłabym to zrobić jeszcze raz. A teraz prosze bardzo.. możesz wykrzyczeć, że jestem niezrównoważoną morderczynią i wydać mnie policji. - odwróciłam wzrok.
Usłyzałam kroki. Myslałam, że wychodzi, a on podszedł, przytulił mnie i powiedział:
- Rozumiem Cię. Nie bój się. Policja uzna to za samoobronę. Miałaś prawo . - Rozumiesz ?
Łzy stanęły mi w oczach.
- Dziekuję Ci. Późno już. Musisz chyba iść.
- Tak.. muszę. Mogę wpaść jutro?
Przytaknęłam i pożegnaliśmy się .