Nie potrafię znieść już niczego. Jestem wyżerana od środka przez wszystko co mnie otacza. Wszystko jest mi obce, niechciane i tak banalnie beznadziejne. Nie ma już we mnie chęci, nie ma radości ze szczęścia. Mam wszystko czego zapragnę, wszystko dzięki czemu funkcjonuję, wszystko co mnie uszczęśliwia.. i nie potrafię się z tego cieszyć. Gdzieś tam z tyłu dalej siedzi pewna opowieść o czymś co nigdy się nie wydarzyło, o czymś co nie miało miejsca, o czymś co było całym życiem. To było spełnienie, to było rozwiąznie. A teraz nawet tego nie ma. Jestem w złym momencie swojego życia. Powinnam zatrzymać się w pewien październikowy wieczór setki dni temu, zamiast słuchać rozumu, który wciąż jest bezużyteczny. Boję się. Po prostu boję się, że już nigdy nie będę w odpowiednim miejscu na mojej linii życia. Czuję się jakbym biegła wciąż na krawędzi, by w każdej chwili móc skoczyć. Patrzę w gwiazdy i wiem, że to wciąż to samo niebo, tylko odbija co innego. Nie można się bawić, igrać z ogniem. Prędzej czy później spali Cię od środka. Jestem za młoda na tak wygórowane wymagania, na tak poważne decyzje i odpowiedzialność za nie swoją osobę. Nie dojrzałam do tylu rzeczy. Nie potrafię sama nawet określić swoich problemów. Muszę widzieć swoje życie w życiu kogoś, kto nawet nie istnieje. Dostrzegm szczegóły wtedy, kiedy jest na to za późno. Nienawidzę siebie za to, jak z każdym dniem schodzę niżej o jeden stopień w dół, nic z tym nie robiąc. Żyję tymczasowo. Z dnia na dzień, bez planu, bez perspektyw na własne pragnienia. Zawsze obiecywała sobie, że nie będę robiła nic wbrew sobie, jeżeli tylko będę miała na to wpływ. I nawet mając wpływ na całe swoje życie, burzę wszystko co udało mi się zbudować, sobie i nie tylko. Jestem zła. Jestem okrutna i podła. i nikt na to nie zasługuje, nawet największy mój wróg. Ktoś wyciąga do mnie rękę, daje mi siebie na dłoni, pomaga, kocha. Obnaża przede mną swoje słabości, dzieli się wszystkim co ma. Tak bardzo tego pragnęłam, tego odbicia w lustrze. Codziennie patrzę w lustro i codziennie widzę inną osobę. Chciałabym stanąć obok, spojrzeć pustymi oczami na nieznanych mi ludz i ich ocenić. A potem przyjąć ten werdykt i wziąć go za drogowskaz swojej drogi. Nie wiem kim jestem i nie wiem kim chcę być. Nie wiem czego chcę. Przeraża mnie wizja tego co będzie. Jestem odpowiedzialna za szczęście, które jest cenne. Mam pod sobą najbardziej kruche ciastko. Już trochę przeze mnie nadgryzione. Stąpając po tak cienkim lodzie, w okresie odwilży, grozi utonięciem. Cokolwiek by się nie stało, to lód pęknie. Wszystko w co wierzyłam opadanie na dno. Marzy mi się spokój. Aż tyle. Nie powinno mnie tu być, między tymi powtarzającymi się pytaniami bez odpowiedzi. Dzień właśnie zgasł i narodził sięna nowo, a ja tylko spoglądam na zegar odliczając wskazówki do końca świata. To był zły dzień, zły wieczór i zła noc. Napisałam tu znów, ale wyjątkowo jednorazowo. Nie chcę już walczyć ze sobą.