To nie jest mój kolejny wielki come back. Właśnie przed kilkoma minutami dopadła mnie głęboka refleksja na temat przeszłości photobloga, oczywiście nie tylko tego, ale generalizując- kilka lat temu, dajmy na to 2-3, bardzo wiele osób prowadziło tego typu zapiski, a teraz? Photoblog stał się ginącym narzędziem do przedstawiania swojej "sztuki", swoistych dzieł, artyzmu na potęgę i za przeproszeniem 'do wyrzygania' słodko-kwaśnych zdjęć o podłożu erotycznym z posmakiem bólu egzystencji i domieszką nieszczęśliwej miłości, często ostro zakrapianej brakiem smaku i wyczucia sytuacji, albo zwykłym egocentryzmem.
Z przykrością stwierdzam, że brakuje mi dawnej formy photobloga, wypisywania głupich wierszyków (ale bez przesady), frywolnego rzucania wyznań miłosnych na prawo i lewo z żenującymi emotkami z każdej strony; komentarzy, które chociażby sugerowały nawet najmniejsze odczucia obserwatora odnośnie oglądanego zdjęcia, a nie jakiegoś słitaśnego pitu-pitu typu: "ładnie", "pięknie", (...).
Tak, stęskniłam się za photoblogiem. Mimo, iż nie mam do kogo (w każdym tego słowa znaczeniu) kierować jakiegoś prostego "K.C.", to i tak chciałabym wrócić na fbl. Nie powiem 'w głębi serca', bo byłoby to nieuczciwe, ale powiem: gdzieś w głębi prawej półkuli mózgowej wiem, że tylko teraz tak mówię- wcale nie chciałabym chrzanić się z dodawaniem fotek, pisaniem własnych mądrości, czego na photoblogu zawsze było na potęgę, nie miałabym nawet chęci wchodzić codziennie i sprawdzać, jak nikt nie dodaje mi komentarzy, ani nie wchodzi podziwiać mojej filozoficznej notki, na którą przyszła mi ochota tak spontanicznie.Owszem, lubię sobie czasem coś tak nabazgrolić "od serca", ale i tak niewiele osób to zobaczy, połowa się nie przejmie, a 2/3 tych, którzy się przejęli skrytykuje, więc reasumując, w du**e mam takie tolerancyjne społeczeństwo, bawcie się sami, bo przecież moje małe problemy i niepowodzenia nie są godne nawet waszej uwagi, kurna królowie wszechświata się znaleźli.