Cóż, a wakacje toczą się dalej...Nadal tęsknię za Krakowem i gimnastykuję swój umysł na wszystkie strony, aby wpaść na genialny pomysł, który uchroni mnie przed wyjazdem w góry. Dobra, spójrzmy prawdzie w oczy i tak nic nie wymyślę! Wrócę a właściwie to ucieknę po tygodniu a moja psychika dotknie dna. Wsiadając do pociągum, zapewne przestraszę się cywilizacji a wieczorami latarnie zaczną mnie prześladować. Zapomnę jak obsługuje się komputer, zresztą wcześniej nie usiądę w fotelu przy biurku, bo mój tyłek przyjmie niezidentyfikowanej wielkości rozmiary. To strasznie- jestem mieszczuchem i sama się nakręcam.
Sama sobie robię z mózgu mielone!
Jest środa, godzina osiemnasta! Od poniedziałku obiecuję sobie załatwić sprawę z książkami a nie potrafię się przemóc. Nie chce mi się na nie patrzeć, ale wiem, że gdy wreszcie znajdą się w mojej szufladzie będę spokojniesza (chyba nie tylko ja). Wczorajszy plan zaopatrzenia się w zeszyty skapitulował! To naprawdę nie moja wina, że zeszyty którę będę oglądać przez 10 miesiący mają mieć przynajmniej...ładną okładkę. Zwracam uwagę na walory estetyczne i nic na to nie poradzę! Kolejny dowód na istnienie zmielonego mózgu!Ta pogoda działa mi na nerwy.
Gdy dowiem się, że wieje halny to uwierzę i na dodatek zacznę siebie usprawiedliwiać...
Nawet CBŚ nie dzwoni!