<3 6 grudnia. <3 6 grudnia. <3 6 grudnia. <3 6 grudnia. <3
Oto owoc mojej półgodzinnej pracy na zastępstwie: :)
Wszystko tutaj zostało wyimaginowane.
Ehh... życie. :D
To był 6 grudnia, sobota. Leżałam już z łóżku i myślałam o tym super blondynie z 3G. Nagle usłyszałam stukot, a za chwilę ktoś wszedł do mojego pokoju. Pomyślałam: "Przecież jest 6 grudnia! To pewnie Mikołaj." Nie ruszałam się, bo nie chciałam go spłoszyć, ale byłam tak ciekawa, że nie wytrzymałam. Odwróciłam się i popatrzyłam na niego roziskrzonym spojrzeniem. Jego czerwony, wypięty tył był pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy. Następną był wielgachny pompon przy czapce. Był tak duży, że przekrzywiał czapkę Mikołaja na prawo. Strasznie się ucieszyłam, bo w końcu go spotkałam! Jak tylko zorientował się, że na niego patrzę, odwrócił się do mnie, a pompon przy jego czapce zamigotał tysiącem ukrytych wśród białego puchu kolorów.
-Witaj moja droga - powiedział. - Co chciałabyś dostać ode mnie i moich pomocników?
W tym momencie zza wielkiego wora wychynęły dwa elfy. Jeden był ubrany w tunikę i rajstopy w czerwono-zielone pasy. Drugi natomiast, a raczej druga, miała na sobie różową bluzeczkę i niebieskie spodenki. Obydwoje mieli na nóżkach brązowe trzewiki.Wyglądali bajecznie.
-Ty dobrze wiesz, święty Mikołaju. Opisałam Ci wszystko w liście dwa tygodnie temu. - odpowiedziałam na pytanie.
-Hmm... - zamyślił się święty. - Niestety, nie mam prawa ingerować w uczucia ludzi. Mogę jednak zostawić Ci mój pompon. Jak długo będziesz wierzyć w moje istnienie, tak długo będzie tu to światełko miłości i wiary. Tu msasz także kilka książek, płytę CD i mnóstwo słodyczy.
-Skąd wiedziałeś, że lubię akurat ten zespół? - Zdziwiłam się bardzo, bo nigdy mu o tym nie pisałam.
-Ja obserwuję cały rok, kochanie. Wiem takżem, że ten chłopak jest Tobą szczerze zainteresowany.
Byłam w szoku. Michał? Mną? Niemożliwe!
-Hej, hej. Koleżanko! Musisz tylko w to uwierzyć.
Czy on czyta mi w myślach? Co to ma być? Cieszyłam się jednak, że dowiedziałam się o tym wszystkim.
-Już muszę lecieć. Pamiętaj jednak - musisz wierzyć.
Mocno go przytuliłam, a on zaśmiał się cicho. Ostatni raz obrzucił mnie spojrzeniem tych błękitnych, dobrych i kochających oczu, po czym wsiadł do zaprzęgu z reniferami, który lewitował tuż za oknem. Długo jeszcze patrzyłam za nim przez szybę i machałam na dowidzenia. Przepełniała mnie radość. Radość niezwykła. Świąteczna. Szepnęłam jakby do siebie:
-Papa Mikołaju. Wróć do mnie za rok.
Jestem z siebie dumna. :)