Dziś uważam, że każdy dzień jest wyzwaniem. Niedawno myślałam inaczej, rozdrabniałam się na drobne. Błędem popełnionym jednego dnia żyłam przez kolejne 4 dni, a sukces cieszył zaledwie przez chwilę.
Dziś wiem, że każdego dnia wstajemy po to, żeby stawić czoła wyzwaniom. Wstaję myśląc o sukcesie sprzed paru dni i mając nadzieję, że znów go powtórzę. Im więcej daję od siebie, tym więcej otrzymuję. Mam w sobie coraz większą wiarę.
Już nie uciekam przed problemami. Uczę się przyznawać się do błędu, nie zrzucać odpowiedzialności na cały świat, przypadek, ludzi do okoła mnie. Coraz częściej udaje mi się to.
Wierzę, że każdy jest kowalem własnego losu i, że wiara w siebie to połowa sukcesu. Chociaż oczywiście cytując Pele: ,,Sukces to nie przypadek. To ciężka praca, wytrwałość, nauka, analiza, poświęcenie, a przede wszystkim miłość do tego co robisz''. No i należy pamiętać, że równie szybko jak się wzniosło, można spaść. Chyba ważna jest przy tym wszystkim pokora wobec losu.
Wierzę też, że racjonalne wybory - pozornie nietrafne - mogą doprowadzić nas do czegoś co daje nam radość. A ''pozornie'' może trwać nawet pół roku.
Czuję wewnętrzny spokój i coraz większą satysfakcję. Coraz większą radość ze swojego życia.