Niewykluczone, ze umarlam albo jestem w spiaczce i to wszystko mi sie po prostu wydaje. Albo sni.
Poniewaz nie tylko zostalam przesunieta z supportu na koncercie na "gwiazde wieczoru", poniewaz gram OSTATNIA.
To jeszcze NA DODATEK B. stwierdzil, ze on na ten koncert przyjdzie, bo on bardzo chce mnie uslyszec jak spiewam.
nie wiem jak mozna sie tak cieszyc na najwieksze klopoty w jakie sie wpakowalo w zyciu, ale poki co SZALEJE z radosci.
mam nadzieje, ze sie szybko zaczne bac.
TO
SIE
NIE
DZIEJE.
TO JEST NIEMOŻLIWE.
Albo prowadzi do ogromnej katastrofy. Zgodnie z prawami Murphy'ego, ktore nigdy nie przestaja byc aktywne.
Jesli wydaje ci sie, ze wszystko idzie dobrze, to znaczy ze nie wiesz wszystkiego.
Potrzebny mi wielki, miedzynarodowy hit. Ma ktos taki schowany gdzies po szufladach? Moge pozyczyc?
K.
---
dwie godziny pozniej, juz sie zaczynam bac. Szczegolnie, ze obija mi sie o uszy, ze wczoraj po pijaku zrobilam cos, czego moge bardzo bardzo zalowac.
Nigdy wiecej nie pije tyle przy tych ludziach! NIGDY! Przysiegam ze to byl ostatni raz. OS-TAT-NI.
Mam JEDNĄ szansę na to by powalic B. na kolana moją wspaniałą muzyką. I zamiast odwlec ją jak najbardziej mogłam, przygotować się, to ja sobie urządziłam to za 2 tygodnie. Przepięknie.
Po co ja sie w ogóle męczę z tym wszystkim, jak na koniec postanawiam to spierdolic?! :/
Jestem czasami taka głupia.
juz pomijając fakt, że grajac ostatnia bede musiala zagrac pewnie z 10 piosenek (brawo! mam AZ 5!!! wiec polowe musze jeszcze napisac!) to jeszcze bede miec najwiekszy tlum, najwieksza presje i najwiecej sie beda ludzie po mnie spodziewac.
MASAKRA.
zaczynam sie bac. Czyli jest jeszcze szansa ze nie spierdole tego do konca.
Ale z tym B. to naprawde przesadzilam. Przesadzilam.
------
23:02
Cóż... najwyrazniej nabroiłam juz kilka tygodni temu. i co wiecej - udalo mi sie uniknac klopotow, ktore powinnam miec. Ktore mialaby kazda inna osoba.
Ale, oczywiscie "shit happens", wiec teraz wszystko sie zwroci z podwojna sila.
Albo z popiątną.
NIGDY, PRZENIGDY jeszcze nie wpakowałam się w TAKIE kłopoty. NI-GDY. I tak jak zawsze udawalo mi sie wynegocjowac droge z tych klopotow - tym razem moze mi sie to nie udac.
Teraz to juz bardzo sie boje. BARDZO.
Coz, zycie kiedys MUSIALO przypomniec mi, ze jednak polega ono na cierpieniu i chaosie, a nie na zabawie i szczesciu.
Jestem na najlepszej drodze do tego by doprowadzic do ogromnej katastrofy.
Albo do ogromnego sukcesu, ale na to bym raczej nie liczyla.
Jesli wszystko zakonczy sie normalnie to juz sie powinnam cieszyc. I bede sie cieszyc. I przysiegam ze po prostu odtancze najszalenszy taniec radosci w zyciu, jesli to sie nie skonczy zle.
Na to, ze sie skonczy dobrze nie mam nawet najmniejszej nadziei, bo takie rzeczy mi sie nie zdarzaja.
Błagam, niech to sie po prostu nie skonczy zle. O tylko tyle i o az tyle prosze.
a, tak przy okazji, jesli chodzi o to co rzekomo powiedzialam po pijaku - NIE powiedzialam tego. Na pewno, poniewaz pamietam kazde jedno slowo ktore powiedzialam bedac juz na dworze, a rzekomo powiedzialam to na dworze.
czyli - nie tylko sama pedze z predkoscia swiatla w kierunku katastrofy. Ktos mi na dodatek pomaga.
wspominalam kiedys, ze moj pech sie nie obija?