Wrocilam z Santa Monica 10 minut temu.
Mowilam, ze KTORAS sroda bedzie musiala W KONCU byc kiepska?
no to ta byla. Miejmy nadzieje ze wyczerpalam limit beznadziejnosci srod na najblizsze 50 lat.
albo 100.
powaznie, ale to, co sie wyczynialo na parkingu - porazka. Prawie zapadlam sie pod ziemie i mam tylko nadzieje ze dwa ponizsze czynniki sie ladnie "wymieszaly" i ze nikt nie zauwazy (tiaaaa.... jasne :/ )
a) wszyscy bylismy pijani
b) jakims cudem wybrnelam.
bo w sumie wybrnelam - jak na stopien upicia i bolu stop ;) (nowe buty). Tylko pytanie - czy reszta byla tak samo pijana.
Reszta, bo glowny punkt programu nie pojawil sie wcale.
Autentycznie mi smutno.
padam spac.
K.