Szkudnik przydomowych ogródków! Znosicielka jajecznic!
Niezaprzeczam, że utożsamiam się z tą kurą, jakobyżebyże trochę jestem do niej podobna (przynajmniej z nazwy, bo z wyglądu bardziej kaczuszka) lubię dziubać w ogródku.
Przepraszam za brak wczorajszego wpisu. Przyznaję, że ładowałam to zdjęcie trzy razy i gdy już miałam napisane dwa zdania znajdywało się coś istotniejszego do roboty. Wszoraj był taki zalatany dzień. To chyba zaczął się ten okres przedświąteczno-wiosenny.
W sobotę przywieźli nam Highlandy, więc muszę je zarejestrować. Niestety nie mam jeszcze żadnych zdjęć ponieważ nie udało mi się dotrzeć do obory (za to mam duzo innych, ciekawych, wioskowych). Sama jestem ciekawa jak wyglądają i jakie mają kolory. Wprawdzie widziałam już ten gatunek, bo parę sztuk przywieżli wcześniej. Ogólnie ujmując przypominają trochę skrzyżowanie mamuta z krową, rogi mają jak te bawoły na westernach i sierść dłuższą niż misiu Yogi. Naprawdę bardzo sympatycznie wyglądają, ale nie chciałabym się spotkać z taaaakim różyskiem.
Jak już pisałam jestem uzbrojona w cały arsenał zdjęć robionych po wiejsku. Spokojnie! Będę wam po woli dawkować tą wiedzę i widoki.
Dzisiaj tak sobie jechałam, i tak sobie myślałam o pierdołach, i przyszła mi do głowy taka ciekawa teoria: "Pierdoła jest jak bąbelek helu" A wiecie dlaczego? Bo jak się ma za dużo pierduł w głowie, to człowiek zaczyna się unosić nad ziemią i przestaje stąpać po niej twardo nogami. Stwierdziłam też, że dobrą terapią antypierdołową jest zapisywanie ich, bo jak człowiek wyrzuci sobie już te pierdoły na papier (lub klawiaturę) to uwalnia się od nich. Trzeba jednak pamiętać żeby nie wyżucić wszystkich, bo przecież musi zostać coś na rozmnożenie.
No właśnie! No i muszę już kończyć, bo mnie wzywają. Nie wiem kiedy nadrobię te zaległości w oglądaniu waszych zdjęć.
Aha!
Co do niemieckiego, to brak słów!
Pozdrawiam!