Na poniedziałek bardzo milusi kiciuś ;) Trochę niewyraźny, ale co tam.
W piątek niespodziewajanie miałam wolne. Całe szczęście, bo mogłam je wykorzystać na posprzątanie domu, policzenie projektu na studia i więcej czasu dla dzieci.
Przy okazji delikatnie mówiąc trochę zmusiłam M. do wywiercenia aż dwóch dziur w ścianie, żeby powiesić roletę, na co czekałam już od miesiąca.
Potem ogarnęłam dom, pobawiłam się z dziećmi, a wieczorem, gdy już spały zasiadłam do projektu. Niestety nie byłam osamotniona, bo po chwili Maks zaczął stękać, a gdy poszłam sprawdzić co z nim, okazało się że już nie śpi. No więc zaczął liczyć ze mną. Gadał, gadał, rysował sobie, w końcu o 23 zrobił kupkę, potem jeszcze zjadł gołąbka, leżał na moich kolanach, potem przyjechał Mariusz z pracy, to jeszcze posłuchał, co tam tata opowiada, tak, że zasnął dopiero po 24. NIestety moje nadzieje, że sobie dłużej pośpię były złudne, bo Agatka jest przyzwyczajona do porannego wstawania do przedszkola i o 8 rano w sobotę była pobudka.
Sobota cała zleciała na zajęciach domowych (nawet upiekłam ciasto), a w niedzielę pojechaliśmy z Mariuszem do jego pracy, poszliśmy tam na plac zabaw, nakarmić kaczki nad jezioro (niestety chleb przeznaczony dla kaczek zjadł kot) i do kościoła.
Potem byliśmy w Jeleninie zobaczyć jak startuje balon, a że blisko stał koń i krowa na łące, to poszłyśmy z Agatką ich pogłaskać. Największą radochę miała z tego jak koń zaczął prychać i tarzać się na plecach po trawie.
Zaznaczam, że Agatka jest wielką fanką koni. W jej pokoju jest cała stadnina przeróżnej maści koników i kucyków. Nawet Maks jak dostał przyczepę do przewożenia koni i był tam jeden w środku, to mu zabrała.
Jutro też mnie nie będzie, więc brak wpisu. Jadę do serwisu, więc będzie sporo czasu na latanie po sklepach. Może kupię Agatce prezent. W niedzielę ma urodzinki.
Pozdrawiam!