Fkooonicu w domu!!!
Na szczęście Maksu już w porządku. Na buzi prawie nic nie widać, tylko na ramieniu ma jeszcze czerwoną skórę, ale mam smarować tłustymi maśćmi i nie będzie śladu.
Po raz pierwszy muszę pochwalić naszą służbę medyczną. Spisali się na medal. Opieka w szpitalu pierwszorzędna. Naprawdę bez zarzutu.
I tak mogłam z nim być zawsze dłużej niż jest napisane w regulaminie, tak że nie było aż tak strasznie.
Teraz wiem dlaczego jest taki ograniczony czas.
Z maksem w pokoju była jeszcze dziewczynka w jego wieku, to im dłużej rodzice z nią siedzieli tym gorzej się zachowywała. Tym bardziej, że byli codziennie obydwoje, czyli mama z tatą, a to źle wpływa na dyscyplinę.
Nawet mam przykład u Maksa. Jak byłam z nim sama, to grzeczny, bawił się cały czas i było ok. Jak M. przyjechał nas odwiedzić, to obrót o 180 stopni. Zrobił takie zamieszanie wokół siebie i wszczoł taki bunt, że aż pielęgniarki nie mogły uwierzyć, że on tak potrafi. Przyzwyczajone do tego, że zawsze grzeczny, a tu proszę jakie rogi wystawił. Na szczęście, to było przy drugich odwiedzinach i zdarzyło się tylko raz.
Ciekawe jak teraz będzie, jak w szpitalu go rozpieściłam, lulałam do snu na rękach i nosiłam po korytarzu, to w domu też będzie chciał żeby go tak nosić. Już się ciągle upomina żeby z nim być i buntuje się żebym nie szła do pracy.
Agatka trochę poszkodowana, bo ją Maks wypycha z kolan.
A wczoraj cały wieczór nie mogła się nagadać. Była na wycieczce w Trzęsaczu. Już myślałam, ze nie pojedzie, ale sąsiadka zaoferowała się, że się nią zajmie (bardzo jej za to dziękujemy). Była zachwycona. Tym autobusem, pociągami w muzeum i możem i plażą, i kupiła sobie branzoletki i korale (do kolekcji). Po prostu rewelacja.
Wracam do codzienności. Szczerze mówiąc nie wiadomo od czego zacząć.
Pozdrowionka!