wykreowałam postać i bardzo chciałabym nią być
być tą osobą, którą dałam wam poznać, pośmiać się z nią czy pozornie zbliżyć
miło słucha się pochwalnych słów w stronę mojego dzieła
ale to tylko dzieło, sztuka, maska
w sumie fajna opcja, stworzyć coś, coś swojego i podążać swoimi schematami, obrać daną drogę
po cichu, nie mówiąc nic nikomu, żyć 12 godzin na dobę wykreowaną postacią
poza tym!
jak pomyślałam dzisiaj, że osiem miesięcy temu był całym światem dla mnie
i że przeżyliśmy nie mało i nic miało nas nie zniszczyć
i że był osobą, której mogłam powiedzieć wszystko i że nie chciałam nikogo innego i sądziłam, że uczucia nigdy nie znikną, że będę kochać po kres życia i nigdy nie zapomnę, nigdy nie zagości w moim sercu ktoś inny, byłam przekonana o uczuciu, które miało swoje początki za małolata, choć dalej w sumie tym małolatem jestem
trzynasty rok życia, taki brak świadomości, niby nie ma szansy wytrwać, a jednak skończyło się dopiero w momencie, kiedy zaczęliśmy być po prostu emocjonalnie dojrzali
ludzie dorastają i świat się zmienia, otoczenie się zmienia
każdy ma inne życiowe priorytety
i w sumie, gdy pomyślę ile się działo, ile sobie obiecaliśmy, ile planów było naszych, przyszłość miała być nasza
Dziś o tym myślę, bo pamiętam planowanie bycia razem cały czas od dnia moich osiemnastych urodzin, czekaliśmy, odliczaliśmy ponad cztery lata, osiemnastka za.. pół roku. A wszystko się zmieniło
Dochodzi do mnie to, że osiem miesięcy temu myślałam, że świat poza nim nie istnieje, a kilka dni temu minęło siedem miesięcy od kiedy daję buziaki komuś innemu, wtulam się w kogoś innego i usypiam w innych ramionach, apropos, są to moje ukochane, męskie ramiona, które dają bezpieczeństwo, jak żadne inne. I kocham kogoś innego, a ktoś, kto kiedyś był dla mnie wszystkim i na zawsze jest dla mnie nikim. Nie wierzę, że tyle się zmieniło, nie dochodzi do mnie to, że w końcu jestem szczęśliwa, że rzeczywiście mam się komu wypłakać i mam się z kim śmiać do rozpuku i rzucać po łóżku, jak wariat i łaskotać do łez ze śmiechu i mieć serio w kimś oparcie, azyl przy Jego osobie.
Dwudziesty dziewiąty czerwiec był dla mnie pięknym dniem, mimo wszystko. Wszystko zaczęliśmy od nowa i cieszę się z tego, jak dziecko. Z dojrzałości, którą nabył i uczuć, którymi mnie obdarzył z całej siły. I z wzajemnością.
I nawet teraz słucham piosenki, która była moja i mojej byłej miłości, dopiero sobie uświadomiłam, po charakterystycznym wersie, a wcale mnie to nie wzrusza, nie denerwuje, nie łapie za serce. Kompletne zobojętnienie, to jest piękne. Zobojętnienie na kogoś poprzez uczucia innej osoby.
poza tym2!
czym bliżej do tej niby upragnionej osiemnastki, mojej, bo wasza była jakiś czas temu(może w sumie dopiero teraz to odczuwam? zawsze byłam najmłodsza) wszystko zmienia się jeszcze drastyczniej
każdy obrał swoją ścieżkę, wszyscy się oddalamy
i mimo, że potrafimy rozmawiać o wszystkim to już nie jest to WSZYSTKO
nie ma ochoty, żeby odezwać się tylko po to, żeby opowiedzieć o czymś mało ważnym, bo co to obchodzi drugą osobę?
kiedyś mogliśmy rozmawiać rzeczywiście o WSZYSTKIM, tym naszym wszystkim, na każdy temat, o każdej pierdole, o przejściu misji w grze czy użyciu ilości soli w obiedzie. I to rzeczywiście interesowało drugą osobę, całe życie, każdy szczegół, każdy po kolei
Teraz każdy ma innego zwierzchnika informacji. Albo i nie ma i kotłuje się sam. I to aż boli, że chcesz pogadać, pomóc, zająć czas, zasmiać się raz jeszcze z fontanny czy schodków, ale to nie jest to, nie odczuwa się takiej samej euforii, radości, twarze nawet nie promienieją tak samo, nikt nie ma ochoty sponatnicznie o drugiej nad ranem iść na piwo czy po prostu się przejść. Bo i po co?
Jak pomyślę w sumie z kim się trzymałam rok temu, dwa, trzy. Osoby się zmieniają, stała osoba jest jedna czy dwie. Reszta to tło. Warto się tym przejmować? Nie sądzę. NIe wyobrażam sobie takich rozmów, jak kiedyś z osobami, które nie znaczą dla mnie nic na chwilę obecną.
Dorastamy, każdy obiera inną ścieżkę życiową, niektórzy kończą szkołę już, niektórzy lecą uczyć się dalej, niektórzy chcą mieszkać tu, niektóych wywiewa poza granice kraju, niektórzy chcą żyć na poziomie, niektórzy już zakłądają rodziny, rówieśniczki w ciąży, zaręczone, mieszkania szykują pod siebie, każdy jest zajęty swoim życiem. Brak czasu na pielęgnacje znajomości, bliższych relacji. A niepielęgniowana relacja jest jak ognisko. Jeśli o nie nie dbasz - gaśnie. Musisz dokładać do ognia nowe drwa, wzniecać iskry i trzymać warty. LUC mi strasznie pomógł, bardzo trafna metafora.
A mi brakowało pisania, brakowało, jak diabli.
Mam ochotę wrócić, po prostu, JA.
musiałam wyrzucić wszystkie rozkminy ostatniego czasu, potrzebuję tego, po prostu, rozpisać się, może i w pustkę, bo może nikt już tego nie przeczyta, lata świetności photobloga przeszły do lamusa, jak sobie przypomnę, że wszyscy dodawali kilka zdjęć dziennie i że za każdym razem pisało się i dłuższe notki, była jakaś chęć, żeby przekazać część życia całemu świata, opowiedzieć o sobie, o każdej dupereli, o obiedzie i o tym, w co się ubrało. i o uczuciach i o emocjach, które powinny być tylko twoje, wszystko się zmienia
dalej nie wiem co chcę robić w życiu, kim być, jak to wszystko rozplanować
wiem jedno, nie mogę pozwolić się zniszczyć, nikomu.