Tak jak szybko sie zaczyna, tak i szybko sie kończy. Niestety nie wszystko na czym nam zależy pozostanie niezmienne i wieczne..przekonałam się o tym w ostatnim czasie.
Cholera. Kolejny dzień i znowu w głowie tysiąc myśli i rozważań, co lepsze. W końcu to juz czas na podejmowanie dezycji...kierunek na szczęście wybrany. Połowa sukcesu. A co z resztą..? Mam mętlik w głowie. Z jednej str. chcę za wszelką cenę swobody (jako takiej) i mozliwości rozwijania się jak do tej pory, ogólnie przyszłości takiej jak sobie wymarzyłam i jaką zaplanowałam(poniekąd), a z drugiej str. szczerze powiedziawszy mam wątpliwości i wolałabym kierowac sie zdrowym rozsądkiem. Musze wybrać, a to jest dla mnie najgorsze. Są dwie drogi, aczkolwiek przy każdej z nich jest jakieś "ale". W każdym jest jakiś pieprzony minus! Naczytałam (jak i nasłuchałam) się już sporo, rozważając oba warianty. Pierwszy jest tym czego chcę, ale jest dla mnie nieosiągalny, a drugi jest wariantem narzuconym aczkolwiek brzmi rozsądnie i chcę tego (jednak byłam bardziej do niego przekonana, nim poczytałam na ten temat opini innych ludzi). Do tego wszystkiego dochodzi gadanie, "dobre rady" i namawianie bliskich..jedni mówią, że o wiele lepiej będzie jak wybiorę to, a drudzy zaprzeczają i doradzają abym była odpowiedzialna i wybrała to drugie. Nie wiem kogo słuchać..dla mnie już nic nie ma sensu. FUCK.
Jednego dnia wszystkie moje plany i założenia legły w gruzach. To co już zaplanowałam i z czego czerpałam radość okazało sie niemożliwym, a w dodatku to co zostało mi wyjasnione niestety okazało się gorzką prawdą, z którą tak czy inaczej nie dało się nie zgodzić. Rozumiem już wszystko to czego wcześniej nie miałam możliwości poznać, w końcu. W końcu otworzyło mi oczy na rzeczywistość.
Ha, ale do tego czasu jeszczę musze poradzić sobie z całym rokiem nauki i z końcowym dziadostwem-maturą. Niby czuję, że poradzę sobie bo obrałam już cel i chcę do niego dąrzyć, mam zapał i siły do osiągnięcia tego, ale w takie dni jak ten obawiam się, że wszystko spieprzę.
Boję sie jak cholera.
...taa, nie ma to jak "użalać" się na pb. Pozdrawiam wszystkich tych, którym chciało się to czytać i zrozumieli cokolwiek z tego bełkotu.