Relacje.
Codziennie jakieś się zaczynają. Codziennie jakieś się kończą. Niektóre trwają i trwają. Niektóre swoją długością przypominają mgnienie oka. Niektóre z tych, które dziś się zaczynają będą trwać przez całą wieczność. A niektóre skończą się zanim się obejrzymy.
Wielu ludzi, z którymi byłam mocno związana wcześniej, dziś już nie widuję. Albo nie mogę na nich patrzeć, bo tak naprawdę budzą bliżej nieokreślone negatywne wspomnienia. Najlepiej wspominam relacje rodzące się w bólach. Te, które zaczynałam od ich popsucia. Myślisz, że tak się nie da? Jestem pewna, że znalazłoby się kilku ludzi, którzy by Ci opowiedzieli, od jak dziwnych i pokręconych sytuacji zaczynały się nasze znajomości. Od jak bardzo chłodnych nasze stosunki przeradzały się w przyjaźnie(?) trwające dłużej niż początki by kiedykolwiek na to wskazywały.
Moja relacja z Bogiem, którą zdecydowanie można nazwać przyjaźnią też zaczęła się od popsucia z Nim stosunków. Wiesz, czym jest bierzmowanie? Pewnie, że wiesz. Też przechodziłeś/łaś przez te cudaczne procedury? No to wiesz, jak bardzo mogą one zniechęcić człowieka nie tylko do kościoła, ale także do Boga, który jeśli już jest prezentowany wydaje się być masakrycznie odległy i nieczuły na jakiekolwiek wołania dobiegające z Ziemi. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.
Wtedy ostatnim przymiotnikiem, jakim mogłam się określić było 'szczęśliwa'. Brakowało mi kogoś do pogadania, do przytulenia, do pocieszenia i strasznie wkurzałam się na Boga, że albo nie chce mi tego kogoś dać, albo sam taki nie jest. Kończąc liceum stwierdziłam: 'Jak tylko będzie można, przechodzę na& buddyzm'. Tak skutecznie instytucja zraziła mnie do swojej głównej Idei. Jak się okazało, szybko przyszło mi zweryfikować ten pogląd. Bóg jest niesamowicie cierpliwy. Nawet, jeśli mówisz Mu, że masz go gdzieś i więcej nie chcesz Go oglądać, to On i tak wyczeka moment, gdy objawi Ci swoją Miłość dosłowniej niż dotychczas.
Mówi się, żeby nie chwytać dwóch srok za ogon. Ale& w pewnym momencie miałam dwie mocno pokręcone znajomości, z czego jedna była z moim Stwórcą. I jedną sytuacją, a właściwie splotem niesamowitych wydarzeń i wyborów, dziś jak widzę bez alternatywy, udało się polepszyć obydwie. Choć żadna nie rokowała pozytywnie. Dziś mam dwóch Przyjaciół (tych z polepszonych relacji), Przyjaciół, z którymi relacje nawiązałam w konsekwencji tych pierwszych i sporą liczbę świetnych i najbardziej i najpozytywniej zakręconych znajomych na świecie, z którymi łączy mnie totalne zakochanie. Tak, jestem zakochana w swoim Bogu :) i jest to najcudowniejsze uczucie na świecie ;)
A Ty? Jaką masz relację ze Swoim Stwórcą?