jesteśmy nierozłączni
bez ciebie w pobliżu powietrze pachnie zgorzkniale
bez ciebie z zasięgu ręki, każdy dotyk jest obcy
przeraża mnie siła tej miłości
żeby nas przypadkiem nie poniszczyła z wyczerpania.
minął najpiękniejszy miesiąc wśród szarych tygodni. dopiero teraz widzę, jak mi bez ciebie jest źle. przyzwyczajam się, a potem znów tak trudno zapomnieć o tym wszystkim, co kocham nad życie. uwielbiałam zasypiać, z tym całym labiryntem naszych posplatanych nóg. uwielbiałam prysznice, nasze mycie się, a potem wycieranie nawzajem. wieczory z kawą i trudnymi sprawami, oraz moje śpiewanie piosenki tytułowej, której tak nie znosiłeś. miałam z tobą najsmaczniejsze gastro w życiu. oraz pierwszą poranną banię. i jest jeszcze tyle rzezcy do zrobienia, tyle pierwszych razów. ale już za późno, za krótko. tym razem nie wstrzymywałam łez, stałeś już po drugiej stronie, a ja nie mogłam nic zrobić. znów będziemy czekać, znów będziemy odliczać, znów będę musiała się przyzwyczaić.