Przypomniała mi się stara opowieść jeszcze ze złotych czasów kiedy uczęszczałem do technikum. Opowiedział mi ją stary nauczyciel Pan Stabryła. Zmotywowało mnie to do działania, dodało otuchy i zarazem napełniła mnie nadzieją, zrozumiałem wtedy wiele rzeczy...
Pewnej srogiej zimy w małym miasteczku ptaszek chciał odwiedzić swoją rodzinę. Powzioł sobie za cel wybrać się w wyprawę. Przeliczył swoje siły. W połowie drogi jego małe skrzydełka zaczeły zamarzać i zleciał z wielkim impetem na lodowatą drogę. Niewielka ciepłota jego ciała roztopiła pod nim lód czego skutkiem było przymarzniesie jakże malutkich skrzydełek do lodowatej drogi. Naszego małego ptaszka spotkało wielkie szczęście gdyż drogą jechał koń ciągnący za sobą kulig z dziećmi. Koń stanoł na chwilkę aby załatwić sprawy fizjologiczne a wszystko to wylądowało na ptaszku. Ciepła kupa rozpuściła lód i ogrzała ptaszka, pełen energi i przygotowany do lotu wystawił główkę z pod ciepłej kupy i zaczoł ćwierkać z radości. Niestety nie trwało to długo gdyż dojżał go kocur w trakcie łowów, pochwycił i cyciągnoł go z końskich odchodów i posilił...
Morał z tej bajeczki jest tylko jeden:
Nie każdy kto na Ciebie sra to twój wróg a nie każdy kto Cię z gówna wyciąga to Twój przyjaciel !!