Nie chcę, by to zdjęcie było ostatnim, jednak (póki co) wszystko się do tego sprowadza.
Rozważam kupno aparatu anologowego, a do tego czasu...
-*-
Od dawna balansuję na cienkiej granicy między potrzebą ludzkiego ciepła, a brakiem chęci oglądania ich twarzy. Chciałabym móc odpędzić posępne myśli zwykłym gestem, tym samym, którym odgania się natrętną muchę. Chcę być zdolna do wyjścia z siebie tak, jak wychodzi się z rana na ulicę. Móc zniknąć, rozpłynąć się dokładnie tak, jak znika się w tłumie. Czas powrócić do rzeczy martwych: ciała, duszy i umysłu. Tegoroczna jesień wydaje się być dużo bardziej przerażająca, bezlitosna, gorzka, a przecież trzeba żyć.
Jest mi tak strasznie, strasznie smutno.