Wakacje- Góra Mojrzesza- Góra Synaj. Około 5-6 nad ranem.
Szliśmy od 1 w nocy ze słabymi latarkami, mijały nas wielbłądy ( trzeba było uważać na to, co zostawiały...a było ciemno)... wysokość też robiła swoje...ale doszliśmy ( grupa ) na samą górę.
Mieliśmy zobaczyć wschód słońca. Trochę chmór było, ale widok i tak niesamowity, zwłaszcza, że wszyscy zmęczeni byli.
No i właśnie wtedy i tam siedział sobie taki Azjata.Wysoko i bez jakichkolwiek zabezpieczeń (Bo to przecież Egipt, po co zabezpieczenia?).... ale tak fajnie wyglądał... i został uwieczniony przeze mnie, albo mojego tatę. Już nie pamiętam.
Tamta wycieszka była dość wyczerpująca, zwłaszcza, ze potem trzeba było jeszcze zejść z tej góry, a temperatura ciągle rosla ( a cienia oczywiście nie było)... potem zwiedzaliśmy klasztor św. Katarzyny i widzieliśmy krzew gorejący (naprawdę zwykły krzak... bardzo łatwo go pomylić z jakimś czymś rosnącym obok).
Paiętam, ze następnego dnia miałam wylatywać z Egiptu i w tamtym okresie na okołó 58 h spałam ze 4 h ... a po powrocie z góry ( w samochodzie nie można było za bardzo spać, bo prowadził arab, siedziałam na kole chyba... i ogólnie czułam się, jak worek ziemniaków)
zasnęłam w wannie, czego nigdy wczęsniej nie udało mi się dokoncać (kąpiąc się oczywiście)
no tak... i tyle wspomnień z tamtego dnia.
(bardzo składny wpis, ne?)