"Rodzina rodzinie nie równa"- taki właśnie tytuł początkowo miał mieć ten wpis. Tymczasem przeglądając bloga koleżanki, zachciało mi się, aby i mój był poukładany w jakieś kategorie, był bardziej różnorodny i wyglądał nieco bardziej estetycznie. Zaniechałam jednak wszelijakich zmian. Jest jaki jest, a tytuły są jedynym odnośnikiem do kategorii (których nie chce mi się ustawiać, bo jestem na to zbyt leniwa i boję się, że wyjdzie jeszcze gorzej niż powinno. Że pousuwam coś niechcący i tamtakie. Od spraw mających jakiekolwiek powiązania z pracą na komputerze, wolę daleko uciec).
"Rodzina rodzinie nie równa". To chyba każdy wie.
Czasami jest marudna, czasem nie.
Czasami chce być razem, czasem nie.
Czasami wysłucha, czasem nie.
Czasami wszystko wie, czasem czuje się kompletnie bezradna wobec otaczającego ją świata.
Ale jest jedna, jedna jedyna rodzina, można by rzec "przyszywana", "nabyta", która raczej nie posiada negatywnych cech (tych, których według naszego wyobrażenia idealna rodzina mieć nie powinna). Jest zawsze do dyspozycji. I ową rodzinę dobieramy sobie sami (noo, zdarzają się takie przypadki, że dobiera się ona "sama"). Tych wielu ludzi, różniących się od siebie samych, łączy tylko jedno. Ktoś jeden. Czy wiesz już kto?
__________________________________________
Książki.
Przeczytałam ich wiele w życiu. Najwięcej w podstawówce. W gimnazjum trochę mniej, w liceum jeszcze mniej, a na studiach wcale. Pamiętam czasy, kiedy rozpoczynając czytanie, książka wciągała mnie tak bardzo, że nie potrafiłam się od niej oderwać. 300 stronnicowa wydawała mi się nawet spoko, ale wolałam grubsze. Po trzech dniach sięgałam po kolejną i tak dalej, i tak dalej.
Była niedziela wieczór, godzina 22:00.
Siedząc na pościelonym już łóżku, spojrzałam pod stolik, gdzie leżały 4 książki wypożyczone z miesiąc temu. Pomyślalam, że pewnie na drugi dzień będę musiała je oddać, a tak naprawdę żadnej z nich nie doczytałam do końca. Z tej o Paryżu zostało mi 10 str do końca, o córce mordercy dopiero zaczęłam czytać, a kolejnych dwóch w ogóle nie tknęłam.
Przeraziłam się. Przecież tak bardzo chciałam znać ich zawartość. Tak dawno tego nie robiłam! Potem zdałam sobie sprawę, że chyba się zmieniłam, bo "lekturowanie" nie sprawia mi tyle radości co kiedyś. Albo dobieram złych autorów? Dlaczego więc nie potrafię dociągnąć książki do końca?
Zmusiłam się myśląc: "Klaudia, to tylko 10 stron". No dobra. KONIEC! Ależ się cieszyłam.
Sięgnęłam po "Przerwane milczenie". Trochę się obawiałam, bo początek był nieco drastyczny. Na szczęście tylko początek. Później pochłonęła mnie do reszty. Nawet nie wiem jak szybko minął ten czas, zegar pokazywał 01:08, a ja miałam już za sobą 70 stron. W poniedziałek doszłam do 221. A dziś dociągnę ostatnią setkę. Mam nadzieję.
___________________________________________
Czytając teraz moje bazgroły z pierwszego akapitu, dochodzę do wniosku, że właściwie nie ma on sensu. Co ma tytuł danego wpisu, do tego jak bardzo zainspirował mnie blog koleżanki? Nie wiem. Nie ważne.
W ogóle cały post jest jakiś bez sensu. Nie trzyma się kupy. Nie ujęty w sposób jaki początkowo pojawił się w mojej głowie. Niemniej jednak dodaję. Trudno. Myślcie co chcecie. Jak człowiek ma za dużo myśli, to wychodzi taki placek, takie nic. Jak teraz.
_________________________________________
A na zdjęciu ja z Agatą Kuleszą, aktorką. Na planie filmowym w 2012 (chyba) roku. To był dobry czas.