Zasypało Olsztyn.W sumie nic dziwnego,śnieg sypie bez przerwy cały weekend. Obudził mnie dziś telefon od zmartwionej mamy:
-Dziecko, Warmińsko - Murzyńskie zasypało! Żyjesz?
Jakie to miłe,kochana mama. Miejmy nadzieję,że wkrótce nie będzie musiała się martwić o to,że gniję na polskiej Syberii.(Wrocławiuuuu najpiękniejszy...)
Tak więc,przekonałam ją,że żyję i nic wielkiego mi nie jest,zrobiłam kawkę,rzuciłam okiem na notatki,i zasiadłam do komputera.
Krótka notka będzie,gdyż czas nagli,zaraz śmigam na anatomię zwierzy; rozkminiać przekrój strzałkowy głowy psa :)
(cokolwiek to jest...)
Trochę ten mój powrót do rzeczywistości ciężki jest,dostała Ruda po dupsku za 2 tyg obijania....ale nie o tym dziś napiszę,koniec z narzekaniem! (House nie narzekał na studiach,prawda? :P)
Wczorajszy wieczór spędziłam bardzo miło,w końcu oderwałam się od książek,co w Olsztynie rzadką rzeczą jest.
Pojechałyśmy z koleżanką na miasto-w końcu WOŚP,trzeba wesprzeć akcję! Złotóweczkę nawet dałam,choć biedna studentka,mam miękkie serduszko :)
Pomarzłyśmy troszku czekając na światełko do nieba (imponujące były te fajerwerki ,ale w oczy wdzierał się śnieg,więc ciut ciężko się to podziwiało),pomarzłyśmy też i na Afromentalach.
Sam Afromental...porażka. Nie było czego posłuchać (chyba nie mój klimat,po prostu...),a zobaczyć,to zobaczyłam- plecy jakiegoś osiłka stojącego przede mną,spomiędzy których przedzierał się fikający na scenie gitarzysta (btw.facet dredziaty z gitarą-no to akurat mi się podobało,chyba nigdy nie wydorośleję... :):) )
Niemniej,po odstaniu 4 kawałków,oblepione śniegiem niczym urocze dwa bałwanki,zmyłyśmy się na grzane wino. Ale gdzie!! W maleńkiej,klimatycznej knajpce,w towarzystwie 2-óch uroczych piesków-coś fantastycznego!
Dla mnie baaardzo miła odmiana-Żywy piesek,nie jakiś preparat ociekający formaliną;pyszne winko,a nie żadne lokalne szczochy(tzn piwo) za 1,70...
No nic,lecę w śnieg. Buźka wszystkim!
:)