andrzejki u panny anny udały się wybornie.
potwierdziła się wizja mojego staropanieństwa, a z wosku wyszedł najprawdziwszy anioł.
z tym woskiem to osobna historia- od zakupu wkładów do zniczy sztuk dwóch, przez zabezpieczenie
kuchni, świecową zupę i wreszcie same wróżby. alkohol chyba uśpił nasze rozsądki, bo przecież
mogliśmy powielić przypadek krzysztofa ziemca. od teraz tylko kąpiele wodne!
ogólnie to spędziliśmy bardzo miły wieczór i noc po części dzięki krysiowemu 'specialowi cherry'
dziś natomiast byliśmy na klasowej wycieczce w zakopanem. a myślałam, że nie dożyję tej chwili, a jednak;-)
te wszechobecne znaki... 'abonent czasowo niedostępny' akurat WTEDY, horoskop czy tak zwany magnetyzm
(opcjonalnie jego brak)? wszystko silnie do mnie przemawia, ale nie oddziałuje na mnie zupełnie.
wciąż trwamy w stanie 'pomiędzy', w niemożności odpowiedzenia sobie na proste pytanie 'co dalej?'.
co jest najgorsze? ano to, że jutro, za cztery dni, za tydzień, w styczniu i maju może być tak samo.
i, biorąc pod uwagę mój strach przed poważnymi decyzjami, tak właśnie będzie.
bo świat wciąż będzie się walił kilka razy tygodniowo jeśli nie nauczę się podchodzić do życia mniej
emocjonalnie.